- Chciałem znaleźć klub z ambicjami, który – poza wysokimi celami w lidze krajowej – zagwarantuje mi także możliwość występów w europejskich pucharach - mówi Nikola Marković jako gracz Anwilu.
Michał Fałkowski: Mówi się, że jak mistrz dzwoni to się nie odmawia. Czy to prawda?
Nikola Marković: Skoro ja nie wahałem się praktycznie wcale, to znaczy, że coś w tym musi być.
Anwil Włocławek interesował się tobą w przeszłości, ale wówczas nie zdecydowałeś się podjąć decyzji o przenosinach na Kujawy. Dopiero teraz. Dlaczego?
- Wszystko zależy od okoliczności. Teraz nie ma sensu o tym mówić. Po prostu każdorazowo pojawiały się takie czynniki, które sprawiały, że decydowałem się na wybór innego klubu. Zawsze jednak z uwagą śledziłem poczynania Anwilu trenera Igora Milicicia i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mogę dobrze pasować do tego zespołu.
Pamiętasz pierwszą rozmowę z trenerem Miliciciem?
- Tak, to było rok temu. Po moim pierwszym sezonie w Treflu Sopot. Trener zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i przyznam – było blisko, abym znalazł się we Włocławku. Ostatecznie zaważyły inne detale, ale jak to się mówi: co się odwlecze, to nie uciecze. Cieszę się, że mogę być częścią włocławskiej drużyny, która będzie walczyła o obronę mistrzostwa Polski oraz w Europie.
NIKOLA MARKOVIĆ ZAWODNIKIEM ANWILU
Czy to, że Anwil Włocławek zagra w tym sezonie w Basketball Champions League miało dla ciebie duże znaczenie?
- Oczywiście. Na tym etapie kariery to miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Chciałem znaleźć klub z ambicjami, który – poza wysokimi celami w lidze krajowej – zagwarantuje mi także możliwość występów w europejskich pucharach. I taki właśnie jest Anwil.
Nie tak dawno grałeś przeciwko Anwilowi w finale play-off. Wracasz jeszcze do tych spotkań? Myślisz sobie co powinniście zmienić, w jaki sposób zagrać, żeby wygrać? Oglądasz może czasem jeszcze te mecze?
- Już nie oglądam i też już coraz rzadziej wracają wspomnienia, ale przyznam, że był taki moment, gdy to wracało do mnie bardzo często. Zadawałem sobie pytanie: „co zrobiliśmy nie tak?”. Albo: „Co powinniśmy zmienić w naszej grze, żeby zaskoczyć Anwil i wygrać?”. Pomimo faktu, że dla BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski udział w finale był historycznym sukcesem, bardzo chcieliśmy wygrać tę batalię. I myślę, że mieliśmy swoje szanse, ale… ogółem Anwil Włocławek zasłużył na to mistrzostwo. Zagrali skuteczniej i mądrzej.
Jak wspominasz grę w Hali Mistrzów? Teraz to będzie twój dom przez najbliższy rok…
- Niezależnie od tego, czy grałem we Włocławku w barwach Trefla czy BM Slam Stali, zawsze wiedziałem, że czeka nas mecz w hali pełnej świetnych fanów i wobec niesamowitej atmosfery. I co mogę więcej powiedzieć: każdy sportowiec marzy o tym, by na jego meczach była hala pełna zwariowanych kibiców. Już nie mogę doczekać się sezonu!