Oficjalna strona Klubu Koszykówki Włocławek

Zmień język:

Alex Olesinski: Anwil to dla mnie szansa

Wtorek, 15 Czerwca 2021, 19:57, Michał Fałkowski

- Anwil to dla mnie szansa - mówi Alex Olesinski, nowy koszykarz ekipy Rottweilerów. Zapraszamy na krótką rozmowę z leworęcznym skrzydłowym.

Urodzony w Stanach Zjednoczonych w polskiej rodzinie, Alex Olesinski kilka dni temu został koszykarzem Anwilu Włocławek. Leworęczny, wysoki (208 cm wzrostu) skrzydłowy podpisał roczny kontrakt i dzięki temu po raz pierwszy zagra na zawodowych parkietach.

O angaż w Polsce chciał starać się już w 2020 roku, gdy skończył słynną pod względem koszykarskim uczelnię University of California at Los Angeles (UCLA), ale wówczas na przeszkodzie stanęła pandemia oraz sprawy papierkowe związane z uzyskaniem polskiego paszportu.

Uzbrojony w cierpliwość, Olesinski czekał na swoją szansę i w nowym sezonie zagra w Anwilu Włocławek. Krótko rozmawialiśmy z nowym graczem, pytając go o najbardziej interesujące kwestie dla kibiców. Zapraszamy do lektury.

 

MICHAŁ FAŁKOWSKI: Najpierw musimy porozmawiać o twoich polskich korzeniach. Jak to jest być Amerykaninem, żyjącym w polskim domu? Opowiedz o swoich rodzicach.

ALEX OLESINSKI: Rodzice są Polakami od urodzenia. Moja mama pochodzi z Hrubieszowa, a tata urodził się w Katowicach. Obydwoje byli świetnymi sportowcami, profesjonalistami. Mama grała w koszykówkę, a tata startował w pięcioboju nowoczesnym. Rodzice wyemigrowali do USA przed moimi narodzinami, ale zadbali, by w domu mówiło się po polsku. Dla mnie i dla moich rodziców to był naturalny język. Do dziś rozmawiamy z rodzicami w tym języku.

Życie Amerykanina w polskiej rodzinie jest wszystkim, co znam. Rodzice zadbali bym rozumiał wszystkie polskie tradycje oraz zwyczaje. Celebrowaliśmy je w domu, więc zawsze miałem poczucie polskości. Poczucie polskiej narodowości.

Dlatego też starałeś się o polski paszport.

Tak, ale nie była to „podróż” bez przeszkód. Procedurę rozpocząłem jeszcze przed pandemią. Mieszkam w Nowym Meksyku, ale musiałem polecieć do Konsulatu w Los Angeles, aby tam potwierdzono oficjalnie moje polskie obywatelstwo. Uwierz mi, odbyłem wiele takich podróży tylko po to, by na miejscu dowiadywać się, że potrzebne są nowe informacje, nowe dokumenty…

A potem zaczęła się pandemia i konsulat został zamknięty dla spotkań twarzą w twarz. Musiałem robić wszystko przez maila, co tylko utrudniło i wydłużyło proces. Ostatecznie, udało mi się załatwić apostil (poświadczenie dokumentu sporządzonego w jednym państwie umożliwiające legalne użycie go w innym państwie – przyp.) i dostałem oficjalną informację, że potwierdzają moje obywatelstwo polskie. Jestem Polakiem. Teraz pozostała już tylko papierkowa robota na miejscu w kraju, związana z fizycznym wydaniem paszportu.

Gdyby nie pandemia, grałbyś zawodowo w koszykówkę już od roku?

Zacząłem myśleć o karierze profesjonalisty zaraz po tym, gdy zakończyłem karierę akademicką. Niestety, kilka czynników opóźniło całą sytuację. Kluczowym okazała się oczywiście pandemia. Sytuacja przez wiele miesięcy była bardzo niepewna. Wtedy uznałem, że warto dokończyć magisterkę na UCLA, co ostatecznie udało mi się zrobić. Oczywiście, sprawę utrudniał także brak polskiego obywatelstwa. Łatwiej byłoby mi podpisać kontrakt jako Polak, niż jako Amerykanin.

Jak zatem spędziłeś ostatni rok?

Na początku pandemii ciężko było w ogóle gdzieś trenować, bo w Los Angeles – gdzie głównie przebywałem, załatwiając papiery związane z potwierdzeniem obywatelstwa – wszystko było całkowicie zamknięte. Oczywiście, przekradałem się na bieżnię, trochę po kryjomu biegałem, podciągałem na drążku, biegałem po schodach, robiłem pompki i wszystkie te inne ćwiczenia, aby pozostawać w formie.

Gdy wróciłem do Nowego Meksyku, było łatwiej, gdyż miałem dostęp do hali i innych udogodnień. Spokojnie mogłem biegać długie dystanse, podnosić ciężary na siłowni, albo korzystać z pływalni. I oczywiście, grałem w koszykówkę regularnie. Uznałem też, że nie ma co marnować czasu poza treningami i podjąłem się trenowania dzieci w szkole niższego szczebla. Także ogólnie, cały rok spędziłem trenując, pracując nad rzutem, kozłowaniem i innymi elementami wyszkolenia.

Anwil Włocławek to twój pierwszy profesjonalny klub. Dlaczego akurat Rottweilery?

Namawiał mnie do tego mój agent. Mówił, że to dla mnie dobra oferta, opowiadał wiele o historii klubu, jego renomie, profesjonalnej organizacji i wielokrotnie podkreślał, że to dla mnie okazja. Również ja sam pozbierałem informacje, a koniec końców odbyłem rozmowę z rodzicami, podczas której zgodziliśmy się, że to dla mnie świetne miejsce do rozpoczęcia kariery.

Wierzę, że dam sobie radę we Włocławku. Znam siebie, jestem twardym gościem, nie boję się wyzwań, wierzę także w swoją etykę pracy. Na parkiecie mogę rozciągać obronę, dobrze rozumiem taktykę. Myślę też, że dam sobie radę komunikacyjnie i ogółem jestem pozytywnie nastawiony!

Na koniec szybkie pytanie. Nie jesteś pierwszym absolwentem UCLA w Anwilu Włocławek. Kto był przed tobą?

To bardzo proste. Ed O’Bannon grał dla Anwilu kilka lat po tym, jak grał w NBA.