Oficjalna strona Klubu Koszykówki Włocławek

Zmień język:

Tony Wroten: Jest jakiś powód, dla którego tutaj jestem…

Poniedziałek, 25 Listopada 2019, 20:00, Michał Fałkowski

- Byłem niedojrzały. Miałem fatalne podejście. Tutaj dojrzewam. Patrzę na siebie i widzę, że jestem innym graczem, innym człowiekiem – mówi Tony Wroten w bardzo szczerym wywiadzie.

MICHAŁ FAŁKOWSKI: Zdążyliśmy wrócić w czwartek wieczorem z Bandirmy, tymczasem przed nami kolejny mecz (wywiad został przeprowadzony przed spotkaniem ze Śląskiem Wrocław – przyp. M.F.). Ochłonąłeś po tym, co wydarzyło się w Turcji?

TONY WROTEN: Mecz w Turcji był fantastyczny! Świetnie zagraliśmy, wyszliśmy z trudnego położenia i pokazaliśmy, że umiemy wygrywać na wyjeździe w Lidze Mistrzów. To dla nas bardzo ważne. Mam nadzieję, że ten mecz będzie przełomem.

W Lidze Mistrzów?

- Przełomem w ogóle! To pierwsze spotkanie w sezonie, które wyciągnęliśmy pomimo trudnego położenia w samej końcówce. Pierwszy mecz, który przegrywaliśmy na minutę-dwie przed końcem i mimo to wygraliśmy. Wygrana w Bandirmie to dla nas naprawdę wielka sprawa.

Co to znaczy?

- To znaczy, że trafiliśmy do bardzo trudnej grupy. Chyba najtrudniejszej w Lidze Mistrzów. Weźmy za przykład „naszą” Bandirmę. Niby zmienili dużo graczy, niby mają młodych zawodników w składzie, ale w tym sezonie potrafili pokonać m.in. wielki, euroligowy Efes Stambuł czy Besiktas Stambuł. Nie można nie doceniać takiego rywala, każdego trzeba odpowiednio szanować, ale też każdego trzeba chcieć pokonać. My bardzo mocno walczyliśmy w Turcji, nie poddaliśmy się w trudnym momencie i zanotowaliśmy wielkie zwycięstwo.

Trafiłeś trójkę, potem w kluczowej akcji wymusiłeś faul po wejściu na kosz.

- Tak było, ale sam nie wygrałem. Wygrał zespół, wszyscy wygraliśmy. Trenerzy wykonali fantastyczną robotę, przygotowali nas do tego meczu. Dokładnie wiedzieliśmy co grają poszczególni koszykarze. Oczywiście, Teksut ma świetnych graczy dlatego to spotkanie było tak trudne, ale jestem bardzo dumny, że w końcówce udało się wyrwać to zwycięstwo. Gdy było minus jedenaście na kilka minut do końca, starałem się zachować spokój. Mówiłem sobie, że mamy jeszcze dużo czasu, aby odwrócić losy mecz i zrobiliśmy to!

Byłeś bardzo pewny siebie, ale ta cecha towarzyszy ci chyba zawsze, nie tylko w końcowych fragmentach meczów.

- Gram właśnie dla takich meczów. Dla takich emocji, takiej ekscytacji. Ludzie mogą myśleć, że jestem nerwowy, że emocje biorą górę, ale tak nie jest. Ja czerpię z takich sytuacji, gdy mogę przesądzić o zwycięstwie dla swojego zespołu. A potem jest ulga i wielka radość, że mogłem pomóc drużynie. Taka wygrana jak ta w Bandirmie to… wow, niesamowite. Gdy stałem na linii rzutów wolnych, starałem się nie myśleć, że do końca spotkania zostało kilka sekund.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić…

- Kocham presję, kocham te sytuacje, gdy fani drużyny przeciwnej krzyczą, gwiżdżą. W meczach w domu jest inaczej, może nawet ciszej, gdy stajesz na linii. Na wyjazdach za to bardzo głośno i wtedy się wyłączam. Jestem tylko ja i moja psychika. Tutaj muszę powiedzieć jedną rzecz. Ja wiem, że we wcześniejszych meczach bardzo źle wykonywałem rzuty wolne. Pomógł mi trener Milicić, który zauważył, że nie skupiam się na jednej rzeczy, krążę wzrokiem. Poradził, abym od początku do końca patrzył na obręcz i tylko na obręcz, nie uciekał od niej wzrokiem. Pamiętałem o tym, pomogło!

Bilans 3:3 w BCL jest zadowalający, ale 5:3 w Energa Basket Lidze pozostawia niedosyt (po meczu z WKS Śląskiem – 6:3) wśród kibiców.

- Nie da się ukryć. W Lidze Mistrzów wyciągnęliśmy nasz aktualny bilans ze stanu 0:2, a przecież graliśmy już cztery mecze na wyjeździe, a tylko dwa w domu. Z tego możemy być bardzo, bardzo zadowoleni i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Na pewno jesteśmy w lepszym położeniu, niż byliśmy jeszcze kilka tygodni temu, ale nadal nie jesteśmy w tym, w którym chcemy być. Zresztą, w polskiej ekstraklasie nasz bilans też jest dobry, ale nie idealny. Wierzę jednak, że zaczniemy go poprawiać. Bardzo dużo meczów rozegramy w najbliższym czasie w Hali Mistrzów. To dla nas dobry moment – po tym zwycięstwie w Turcji – aby złapać wiatr w żagle. Przegraliśmy dwa ligowe pojedynki we Włocławku i… wystarczy.

Zmieniając temat. Tony, co oznacza dla ciebie hasło „Trust the process”? Sam je wymyśliłeś kilka lat temu w Filadelfii, dziś to bardzo często wykorzystywany slogan.

- Tak… „Trust the process” („zaufaj procesowi” – przyp. M.F.) oznacza, abyś nigdy, pod żadnym pozorem, nie schodził z obranej przez siebie drogi. Nieważne co dzieje się dookoła, musisz ufać, że to co robisz, jest właściwe. Wypowiedziałem te słowa podczas jakiegoś pomeczowego wywiadu, w Philadelphia 76ers. Mieliśmy wówczas trudny moment, przegraliśmy z trzy mecze łączną różnicą sześciu punktów. Było ciężko, nie graliśmy dobrze, Joel Embiid miał ciągłe problemy ze zdrowiem i… powiedziałem to. Po prostu. Zaufaj procesowi. I co? Dziś, po kilku latach 76ers są najlepszym zespołem na Wschodzie, ze zdrowym Joelem Embiidem w składzie. „Trust the process” mówi ci, żebyś wierzył w to co robisz i nawet jeśli dookoła wszędzie są problemy, nawet jeśli nie widzisz światełka w tunelu, albo jest ono bardzo odległe, to po prostu poddaj się temu bólowi i walcz. Ból jest tymczasowy, ale na koniec będzie czekać na ciebie niesamowite uczucie zwycięstwa. W to wierzę.

Myślisz o tym jeszcze dziś?

- Cały czas. Te słowa są dla mnie drogowskazem. Nie wypowiedziałem ich z przypadku, tak czuję. Ja zawsze trochę zmierzam pod prąd. I zawsze miałem odwagę stanąć przeciwko ludziom, którzy mnie nienawidzili, bo wiedziałem, że dam radę to przezwyciężyć. Tak do tego podchodzę.

Czego nauczyła cię gra w Europie? Czego uczy nadal?

- Cierpliwości. Uważaj na to co powiem: gra w Europie jest dużo cięższa, niż w NBA. Amerykanie muszą zacząć mocniej doceniać europejską koszykówkę. W NBA gra oparta jest przede wszystkim na pojedynkach „jeden na jednego”. Oczywiście, jest też sporo bardziej skomplikowanych zasad, ale nie we wszystkich zespołach i nie we wszystkich momentach sezonu. Tymczasem tutaj… uff… Defensywa w Europie oparta jest na wielkiej ilości zasad, pomocy, rotacji. We Włocławku zwłaszcza. I to wszystko uczy cię innego spojrzenia na koszykówkę. Uczy cię wielkiej cierpliwości. Ja tego wcześniej nie znałem.

Podoba ci się to?

- Uwielbiam to! Jakiś czas temu musiałem podjąć decyzję o opuszczeniu Stanów Zjednoczonych, aby grać w koszykówkę w Europie. Dziś wiem, że nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć. Dorastam jako człowiek, gram lepiej w koszykówkę, ogółem jestem dużo bardziej dojrzały, niż byłem wtedy, gdy grałem w NBA. Wierzę, że przyjazd do Europy sprawi, że będę dużo lepszym graczem i człowiekiem w przyszłości.

Gdy opuszczałeś NBA, przez kontuzje, na pewno byłeś sfrustrowany.

- Nie! Byłem niedojrzały. Tak na to teraz patrzę. Miałem fatalne podejście. Nie myślałem o koszykówce jako o grze zespołowej, ciągle skupiałem się na sobie, nie na zespole. Tutaj dojrzewam. Cały czas. Patrzę na siebie i widzę, że jestem innym graczem, innym człowiekiem. Nie jest to łatwe, nie było to łatwe, ale nie wracam już do tego. Staram się czerpać tyle, ile mogę, z tego co mam tutaj.

Czy gra w Europie może być dla ciebie błogosławieństwem?

- Czy może? Ona jest! Wiem, że jest! Gra w Europie pomaga mi nie tylko w koszykówce, ale ogółem w życiu. Nasz trener chce, abym wydobył z siebie wszystko, co najlepsze. Nigdy, napisz to wyraźnie, nigdy nikt nie traktował mnie w ten sposób, że notorycznie wywierał na mnie presję, abym stawał się lepszym graczem dla zespołu. To niesamowite. Bardzo pozytywne. Nigdy wcześniej w karierze nie oglądałem tylu materiałów wideo po meczach, między meczami i przed meczami, odnośnie mojej gry, gry zespołu, tego co zrobiłem dobrze, co mogłem zrobić lepiej. Trener zawsze mówi: „Tony, my wiemy co ty możesz zrobić dobrze, ale chcemy byś robił to najlepiej, jak możesz”. Mówię ci… jest jakiś powód, dla którego tutaj jestem…

Jaki powód?

- Jakiś cel… Na przyszłość… Mogłem grać w Izraelu, w Turcji, w świetnych zespołach w super klimacie, gdzie jest ciepło… Wybrałem Polskę, Włocławek. Z jakiegoś powodu tak się stało. Tutaj mogę skoncentrować się w pełni na koszykówce, na meczach, na dojrzewaniu. Jestem w tym szczęśliwy. Oczywiście, moim najważniejszym celem jest powrót do NBA. Liczę na to, marzę o tym, ale teraz… Teraz liczy się tylko gra we Włocławku. Chcę wygrać dla tego klubu jak najwięcej. Ludzie się śmieją, że powiedziałem, iż chcę wygrać Ligę Mistrzów, ale… co w tym śmiesznego? Jestem sportowcem, profesjonalistą, chcę wygrać każdy kolejny mecz, czyli wszystko co możliwe.

Nic się nie zmieniło?

- Nic.  Gdy wygrywasz, ale też gdy przegrywasz, nadal masz nadzieję na sukces. Nasi rywale są świetni, mocni, ale my też! Musisz wierzyć w siebie, musisz marzyć. To mnie napędza do dalszej pracy. Mamy w zespole dwunastu graczy, każdy myśli w ten sam sposób. Jestem dumny z tego, że tu jestem i chcę dawać ludziom radość. Co mi sprawia frajdę? Na przykład to, że gdy wygrywamy mecz, nasi trenerzy skaczą do góry. Ja wiem ile oni dają z siebie i jeśli my na parkiecie sprawiamy, że mają gęsią skórkę, to jest świetnie! Nasz trener często się na nas denerwuje, ale tylko dlatego, że wie, jaki potencjał mamy w zespole.

Potencjał jest olbrzymi…

- Olbrzymi pod sam dach Hali Mistrzów… Spójrz na Ricky’ego. On nadal nie gra tak, jak mógłby. Ale zacznie. To przerażające – dla rywali. Mamy teraz w zespole Shawna, świetnie gra Rol, jest Szymon, a nawet Igor. Ja wiem, że on nie gra, ale uwierz mi – on jest gotowy. Jest gotowy, aby wyjść na parkiet i grać na wysokim poziomie. Na treningach to pokazuje, walczy i jestem pewien, że przyjdzie moment, w którym trener da mu szansę. To jest niesamowite w tym zespole.

Czy ty kiedykolwiek miewasz zwątpienia?

- Nigdy. Nigdy nie miej wątpliwości, zaufaj procesowi. Wielkie momenty nadejdą.

Czy to może być najlepszy sezon w twojej karierze?

- Wszystko zaczyna się układać coraz lepiej. Kiedyś skupiłbym się tylko na swojej indywidualnej grze, dziś wiem, że mój sukces tworzy się poprzez sukces zespołu. Tak jak ci powiedziałem: jestem tutaj z jakiegoś powodu. Cieszę się grą, cieszę się z tego, że jestem częścią tej drużyny i tego klubu, tego miasta i tych kibiców. Moja rodzina i przyjaciele w Seattle gorąco mnie wspierają, budzą się rano, aby oglądać mecze Anwilu w BCL i EBL, ostatnio mój przyjaciel mówił, że podczas lekcji – jest nauczycielem – otworzył komputer na biurku i oglądał nasz mecz. Śmiałem się, że powinien w tym czasie zarządzić test swoim uczniom. To wszystko jest tak pozytywnie szalone…

Jest szalone, doprawdy. Na koniec, Tony, mówię: „Anwil”. Po prostu. Jakie pierwsze słowo przychodzi ci do głowy?

- Kibice, społeczność. Nigdy wcześniej nie spotkałem takiej rodziny koszykarskiej. 100 fanów w Niemczech, 1500 osób w Bydgoszczy… A podobno to dopiero początek ich wyjazdów. Zrobię wszystko, aby mogli jeździć wszędzie jak najdłużej.