Mecz z Asseco Prokomem był dopiero trzecim w tym sezonie, w którym swoje umiejętności mógł zaprezentować Milos Paravinja. Center Anwilu zdobył 13 punktów, dokładając do tego 7 zbiórek, asystę i przechwyt. Udany występ stał się okazją, by zadać Chorwatowi kilka pytań.
Mecz z Asseco Prokomem był dopiero trzecim w tym sezonie, w którym swoje umiejętności mógł zaprezentować Milos Paravinja. Center Anwilu zdobył 13 punktów, dokładając do tego 7 zbiórek, asystę i przechwyt. Udany występ stał się okazją, by zadać Chorwatowi kilka pytań.
Jakie są twoje wrażenia po meczu z Asseco?
- To był oczywiście bardzo trudny mecz dla nas, ale tak jest zawsze, gdy gra się przeciw drużynom pokroju Asseco. Pamiętajmy, że jest to aktualny mistrz Polski i uczestnik Top16 Euroligi. Jego siła wynika nie tylko z umiejętności poszczególnych koszykarzy ale też z pewności siebie i doświadczenia, jakiego nabywa się często grając o wysoką stawkę. Nam nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się z wygranej i z tego, że pokazaliśmy dobrą i miłą dla oka koszykówkę.
Twoje doświadczenie predysponuje cię m.in. do wyrażania opinii o atmosferze, jaką potrafią stworzyć kibice w różnych halach. Jak oceniasz to co działo się w niedzielę w Hali Mistrzów?
- Zasadniczo, wiedziałem, że mecze pomiędzy Anwilem a Asseco, to takie polskie „wielkie derby”. Jednak atmosfera, która panowała wokół boiska przeszła moje oczekiwania. Byłem po prostu zaskoczony. Kilkakrotnie w swoim życiu grałem w miejscach, które koszykarze nazywają „piekłem” i nie spodziewałem się, że tutaj może być tak samo. Chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że w jednym z wywiadów przedmeczowych powiedziałem, że drużyna jest po to, żeby grać dla fanów. Dziś mogę powiedzieć, że fani grali razem z drużyną. Bez odrobiny przesady można stwierdzić, że byli naszym szóstym zawodnikiem. Oby tak dalej.
Czy będąc na boisku starasz się odciąć od presji, którą wytwarza publiczność, czy wręcz odwrotnie?
- Będąc na boisku jestem maksymalnie skoncentrowany na wydarzeniach meczowych. Nie rozpraszam swojej uwagi. Co za tym idzie, nie słyszę więc pojedynczych okrzyków, czy zachowań kibiców. Poza tym, co oczywiste, wszystkiego nie jestem w stanie zrozumieć ze względu na barierę językową. Czuję natomiast atmosferę jaką wytwarzają kibice. Wrzawa, hałas, doping – to wszystko bardzo mi pomaga. Tego nie da się opisać, ale to wpływa niesamowicie na zawodników. Jednych paraliżuje, a innym – tak jak mi - dodaje motywacji.
Po dwóch przeciętnych meczach zagrałeś naprawdę znakomite zawody. Czy twoja taktyka jest taka sama jak kibiców – mobilizujesz się na najtrudniejsze spotkania?
- Przed tym spotkaniem mieliśmy jeszcze sześć meczów do rozegrania w sezonie zasadniczym i Asseco było tylko jednym z sześciu przeciwników. Nie było dla mnie ani ważniejsze, ani mniej ważne od innych. Oczywiście, tak jak mówiłem wcześniej, wiedziałem jakiego pokroju jest to rywal. Nie zmienia to faktu, że każde ze spotkań które mamy do rozegrania jest tak samo ważne dla ostatecznego rezultatu.
Przed tym meczem myśleliśmy, że jesteś typem spokojnego i cichego zawodnika. Okazało się jednak, że bardzo ekspresyjnie wyrażasz emocje i potrafisz „dać kopa” całemu zespołowi…