Pewny siebie i wierzący w możliwości swojej drużyny - taki obraz Mariusza Karola maluje się w ekskluzywnym wywiadzie udzielonym naszemu serwisowi. Czy trener ćwierćfinałowego rywala Anwilu Włocławek blefuje, czy naprawdę przewiduje sukces swojego zespołu? - ocenę pozostawiamy czytelnikom.
Końcówka rundy zasadniczej, delikatnie mówiąc, nie była zbyt udana dla Polpharmy. Jednak już w preplay-off znów graliście szybko i skutecznie. Co było kluczem do zwycięstwa nad drużyną z Poznania?
- Nie było żadnego małego niuansu, który by zadecydował. Po prostu zaprocentowała systematyczna praca przez cały rok. W mojej opinii Basket Poznań był zespołem silnym personalnie, ale grającym zupełnie inną koszykówkę niż moja drużyna. Koniec końców okazało się, że nasza koncepcja była lepsza.
Czy to oznacza, że zniżkę formy Polpharma ma już za sobą?
- Jesteśmy dobrze przygotowani do końcówki sezonu pod względem motoryczno-fizycznym. Nawet tych kilku meczów, które przegraliśmy w ostatnich tygodniach, nie traktuję jako oznaki słabszej formy. Po prostu nałożyło się na siebie sporo czynników niesprzyjających zespołowi. Zaczęło się od kontuzji Erica Colemana, później przyszła nieznaczna porażka z Atlasem, w międzyczasie przełożony mecz z Turowem no i głupia porażka ze Zniczem. Być może był to moment w którym zawodnicy uświadomili sobie, że mogą skończyć rundę na drugim miejscu i nie wytrzymali presji.
Kibice pańskiej drużyny uznali, że jej najlepszym zawodnikiem jest Michael Hicks. Zgodzi się pan z tą opinią? Czy to jest najważniejsza postać w zespole?
- Michael Hicks jest zawodnikiem wybitnym jeśli chodzi o umiejętności ofensywne. W trakcie tego sezonu poczynił również ogromne postępy w grze w obronie. Teraz można powiedzieć, że jest koszykarzem kompletnym, potrafiącym w pojedynkę przesądzić o wyniku meczu. Mam jednak więcej zawodników, którzy zasługują na wyróżnienie. Michael jest w tym gronie dobrym duchem. To sympatyczny, miły i uczynny człowiek. Poza tym potrafi porwać za sobą tłumy i z pewnością za to jest uwielbiany przez kibiców.
Dla kilku pańskich zawodników faza play-off to nowe wyzwanie.
- Ten, kto wie o co chodzi w koszykówce zawsze przyzna, że w play-off decydującą rolę odgrywa doświadczenie. Z tym w moim zespole jest różnie. Mamy jednak duże ambicje i już w preplay-off udowodniliśmy, że można ograć dużo bardziej doświadczonego rywala.
Aťyczyłby sobie pan innego przeciwnika w ćwierćfinale, czy Anwil pasuje Polpharmie najbardziej?
Niektórzy takich szans nie widzieli i za wszelką cenę starali się uniknąć rywalizacji z Asseco…
- Tak, niektórzy aż przesadzili w tych unikach. My na pewno byśmy czegoś takiego się nie dopuścili, bo aż tak panicznie Sopotu się nie boimy. Kalkulując i przegrywając z Górnikiem mogliśmy wpaść na zupełnie innego przeciwnika, ale nawet o czymś takim nie pomyśleliśmy. Gramy z Anwilem i jest świetnie.
Anwil chcąc zatrzymać Polpharmę musi skupić się na…
- Chyba na Jacku Sulowskim po ostatnim meczu (śmiech). On obiecał, że teraz przed każdym spotkaniem będzie jadł takie same menu i postara się o taką samą grę. A na poważnie, to myślę, że Anwil nie może zapominać przynajmniej o ośmiu moich zawodnikach.
Zazwyczaj mecze czwartej z piątą drużyną są najbardziej zacięte. Czy spodziewa się pan, że w przypadku rywalizacji Anwilu z Polpharmą będzie podobnie?
- To nie jest regułą i w tym roku rywalizacja w każdej parze może okazać się bardzo zacięta. Turów, Kotwicę, Anwil i Polpharmę dzieliło w tabeli bardzo niewiele i myślę, że każdy z tych zespołów ma równe szanse na awans dalej.
Co zadecyduje o zwycięstwie w naszej parze?
- Mam pewien pomysł…
Może pan go zdradzić?
- Oczywiście, że nie.
Rozumiem, że szykuje pan niespodziankę dla Anwilu. To częsta praktyka wśród trenerów?
- Obserwując ubiegłoroczną fazę play-off nie zauważyłem żadnych nowości. Zespoły grały to samo, co przez cały rok…
… Bo nie było trenera Mariusza Karola…
- Może dlatego (śmiech). Ja na pewno będę szykował różne opcje i nowe rozwiązania. Na szczęście w tym roku mamy na to dużo czasu, bo do ćwierćfinałów zostało jeszcze dziesięć dni. Ja pamiętam taki sezon, gdy prowadząc Unię Tarnów w środę grałem ostatni mecz z Lublinem, a w czwartek musiałem się pakować i jechać na play-off do Włocławka.
To był 2004 rok i debiutował pan w play-off, a Unia Tarnów przegrała 3:0. Czy tegoroczny ćwierćfinał traktuje pan jako sprawdzian nabytych od tego czasu doświadczeń i umiejętności?
Bez wątpienia, celem numer jeden dla pańskich obrońców będzie zatrzymanie Łukasza Koszarka. Po ostatnim meczu we Włocławku chyba już pan wie, który z rozgrywających jest do tego najlepiej predysponowany?
- Nie zgadzam się z opinią, że zatrzymanie Łukasza Koszarka jest kluczem do pokonania Anwilu. Obserwując mecz z Turowem można było zauważyć, że zgorzelczanie nie koncentrowali się na Łukaszu, a mimo to wygrali. Anwil ma wielu wspaniałych zawodników, którzy w równym stopniu wpływają na wynik. Jeśli jednak będzie trzeba zatrzymać włocławskiego rozgrywającego, to ja mam czterech zawodników na tej pozycji.
Mimo to w tym roku ani razu nie udało wam się pokonać Anwilu. Jak będzie pan zatem przekonywał swoich zawodników, że włocławian można ograć?
- Ja już zapomniałem o tych meczach. Moi zawodnicy również. Nasza rywalizacja to w tej chwili tabula rasa.
Mocne strony Anwilu?
- Jest ich za dużo, żeby w tej chwili wymieniać.
A ile jest mocnych stron Polpharmy?
- Też dużo, ale nie tyle, co Anwilu.
Pokusi się pan o wytypowanie rezultatu w naszej parze?
- Myślę, że szanse wynoszą 50 na 50 procent.
Czyli rywalizacja będzie długa?
- Oby jak najkrótsza, ze wskazaniem na Polpharmę.