- Potrzeba nam jednego przełomowego meczu, który pozwoli nam uwierzyć we własne umiejętności. Czekamy na takie spotkanie, w którym efektownie pokonamy przeciwnika i przełamiemy się. Wierzę w to, że wtedy może przyjść seria 7 – 8 zwycięstw pod rząd - mówi w wywiadzie dla naszego serwisu Michał Gabiński.
Zacznę od bardzo prostego pytania: ile ważysz?
- 100 kg.
W takim razie jesteś o dobre kilkanaście, nieraz kilkadziesiąt kilogramów lżejszy od swoich przeciwników na pozycji środkowego. Często jest też wyraźna różnica wzrostu między wami. Samą wolą walki chyba nie można nadrobić takich dysproporcji?
- Trzeba się starać i walczyć. Trenerzy przed każdym meczem stawiają przede mną konkretne zadania. Jeśli wywiązuję się z nich dobrze gram więcej, a kiedy robię to gorzej gram mniej albo w ogóle. Staram się bardzo ciężko pracować podczas treningów koszykarskich i w siłowni, żeby te moje braki zniwelować.
Niektórych różnic w budowie fizycznej nie da się jednak zniwelować. Czy uważasz, że osoby poddające pod krytykę twoją grę w kilku dotychczasowych meczach nieco się zagalopowały i nie dostrzegają, że tak naprawdę spełniasz zupełnie nową rolę dla siebie?
- Czasami jest ciężko, zwłaszcza, że w ostatnich dwóch sezonach występowałem co najwyżej na pozycji silnego skrzydłowego i nigdy nie byłem środkowym. Nie mam jednak do nikogo pretensji, a wręcz przeciwnie. Z każdej krytyki staram się wyciągać wnioski. Skoro ktoś wymaga ode mnie więcej, to znaczy, że uważa, że stać mnie na taką grę. Próbuję więc spełnić te oczekiwania i dążę do tego ze wszystkich sił.
Domyślam się, że z niecierpliwością czekasz na zakończenie rehabilitacji Milosa Paravinji i powrót na swoją pozycję na boisku?
- To nie jest tak. Staram się pracować nad sobą i robić wszystko co mogę, żeby stać się lepszym zawodnikiem. To czy dostanę szansę gry i na jakiej pozycji pozostaje w gestii trenera.
Z jakich elementów swojej gry jesteś zadowolony a nad czym szczególnie pracujesz?
- Zacznę od tego, że zawodnikom ciężko jest oceniać samych siebie. O takie opinie trzeba by zapytać trenera. On będzie wiedział najlepiej w jakim aspekcie zrobiłem postęp a w jakim nie. Ja wiem, że muszę się jeszcze dużo uczyć i ciężko pracować. Jeszcze wiele przede mną.
A jakie masz oczekiwania wobec rozwoju indywidualnego w tym sezonie? Postawiłeś sobie przed nim jakiś cel?
- Staram się nie stawiać przed sobą takich celów, bo koszykówka to sport zespołowy i każdy kto w nią grał wyczynowo zdaje sobie z tego sprawę. Jeżeli zespół wygrywa to znaczy również, że zawodnicy są lepsi i lepiej postrzegani. Moim celem jest więc to, żeby Anwil był jak najwyżej w tabeli. Swoje nazwisko chciałbym promować przez wyniki zespołu a nie indywidualne statystyki i stawianie sobie celów typu „10 minut na parkiecie”.
Nieco goryczy wywołała na pewno u ciebie wypowiedź Zmago Sagadina o młodych zawodnikach Anwilu. Czy trener Igor Griszczuk zrobił coś, żeby naprawić szkody jakie ten wywiad wywołał w mentalności zespołu?
- Przez dwa lata mojej współpracy z trenerem Griszczukiem nauczyłem się, że jest to fantastyczny człowiek, który potrafi wyzwolić w zawodniku niesamowitą wolę walki. Różni się on tym od swojego poprzednika, że nawiązuje dobry kontakt z zawodnikami. Wie co nam dolega i czego potrzebujemy, ale również i to, czego może od nas wymagać. Od pierwszego treningu dużo z nami rozmawia i stara się dodać nam pewności siebie. To bardzo ważne.
Jak trenuje się młodym zawodnikom we Włocławku? Masz pewne doświadczenia z innych miast więc chyba możesz nam coś na ten temat powiedzieć?
- Klub jest świetnie zorganizowany zarówno pod względem marketingowym jak i organizacyjno-socjalnym. Są tutaj doskonali trenerzy asystenci, którzy cały czas pracują nad młodymi zawodnikami. Koszykarzom pozostaje skupić się tylko na treningach, bo o nic innego martwić się nie muszą. Trzeba tylko pamiętać, że zrobienie z młodego człowieka zawodnika na poziom ekstraklasy to nie jest prosta sprawa. Jeśli ktoś kiedyś powiedział, że po dwóch miesiącach oczekiwał niesamowitych postępów, to moim zdaniem nie wiedział co mówi.
Którego ze swoich dotychczasowych trenerów cenisz najbardziej?
- Zadaniem zawodnika jest wyciągnięcie od każdego z trenerów wszystkiego co mają im do zaoferowania pod względem sportowym. Ja na swojej drodze spotkałem świetnych szkoleniowców, którzy wierzyli we mnie i pomagali mi rozwijać swoje umiejętności. Myślę, że powinienem wymienić tu przede wszystkim trzech trenerów: Leszka Kaczmarskiego ze Stalowej Woli, Bobana Miteva z Włocławka i Jacka Winnickiego, który w Inowrocławiu zrobił ze mnie podstawowego zawodnika. Teraz pracuję z Igorem Griszczukiem i myślę, że będzie to kolejny trener, który wiele mnie nauczy.
Chciałbym teraz zapytać o zespół, którego częścią jesteś. Chyba nikt nie zaprzeczy, że Anwil jest silniejszy personalnie od Kotwicy, Polonii czy AZS. Okres przygotowawczy został przepracowany bardzo solidnie, wygraliście wszystkie sparingi. Jak wytłumaczysz mi 3 dotychczasowe porażki?
- To jest sport i w koszykówce nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Jestem zwolennikiem ciężkiej pracy i wierzę, że wysiłek, który wkładamy w treningi przyniesie efekty i wierzę, że Anwil zacznie wygrywać. Jak już znajdziemy swój właściwy meczowy rytm, to pokonać nas będzie szalenie trudno. I mam tu na myśli przeciwników takich jak wspomniane Kotwica, Polonia i AZS, jak i najlepsze zespoły ligowe jak Asseco i Turów.
Uniknąłeś odpowiedzi na pytanie o przyczyny porażek…
- Zrobiłem to świadomie, bo uważam, że zawodnik z moim doświadczeniem w ekstraklasie nie powinien się wypowiadać na temat przyczyn porażek zespołu. To byłoby coś niestosownego.
Jaki przewidujesz scenariusz dla Anwilu na dalszą część sezonu?
- Potrzeba nam jednego przełomowego meczu, który pozwoli nam uwierzyć we własne umiejętności. Czekamy na takie spotkanie, w którym efektownie pokonamy przeciwnika i przełamiemy się. Wierzę w to, że wtedy może przyjść seria 7 – 8 zwycięstw pod rząd. Pokazaliśmy w meczach przedsezonowych, że potrafimy wygrać wszystkie 11 pojedynków. Myślę więc, że w realiach ligowych stać nas na przynajmniej 7 zwycięskich spotkań pod rząd.
Najbliższa okazja ku temu już w sobotę w pojedynku z Basketem Poznań. Uda się wygrać ten mecz?
- Będziemy walczyć ze wszystkich sił, zwłaszcza, że gramy u siebie na boisku. Chcemy zmazać z siebie plamę, która powstała po tych dwóch ostatnich porażkach. Mam nadzieję, że w tym meczu pojawi się pozytywny impuls, który pozwoli nam się podnieść.
Kontrakt z poznańskim klubem podpisał Adam Wójcik. To duże wzmocnienie pod koszem i zarazem duży kłopot dla ciebie i pozostałych wysokich koszykarzy Anwilu…
- Oczywiście, że tak. Nawet nie wypada mi się wypowiadać o Panu Wójciku. To koszykarz którego podziwiam odkąd pamiętam. Oglądałem jego występy na Mistrzostwach Europy w Barcelonie w 1997 roku i kolejne sukcesy już w koszykówce klubowej. Jest koszykarzem, który przez całą swoją karierę gra na najwyższym poziomie i cały czas utrzymuje się na topie. Mogę chyba powiedzieć, że wychowałem się na jego grze. Inną sprawą jest, że w sobotę wieczorem na pewno nikt z naszej drużyny nie będzie miał kompleksów. Zagramy najlepiej jak potrafimy. Zaangażowania i serca do gry na pewno nikt nam nie odmówi.
Co będzie kluczem do zwycięstwa w meczu przeciw Basketowi Poznań?
- Trener Griszczuk wymaga od nas twardej, żelaznej obrony i taki ma być styl Anwilu. Jeśli uda nam się zatrzymać Basket i do tego wygrać bądź zremisować walkę na tablicach, to w ataku powinniśmy zdobyć więcej punktów i wygrać. Zwłaszcza, że gramy u siebie.
 
                         
                         
                         
                        