Oficjalna strona Klubu Koszykówki Włocławek

Zmień język:

M. Brkić: Kryzys nam nie grozi

Sobota, 06 Grudnia 2008, 1:00, Michał Fałkowski

Niemal na półmetku ligowych zmagań poprosiliśmy Marko Brkicia o krótkie podsumowanie sezonu w wykonaniu własnym i Anwilu. Serbski skrzydłowy przyznał się nam również, że na treningach jest obiektem żartów kolegów...

Niemal na półmetku ligowych zmagań poprosiliśmy Marko Brkicia o krótkie podsumowanie sezonu w wykonaniu własnym i Anwilu. Serbski skrzydłowy przyznał się nam również, że na treningach jest obiektem żartów kolegów...

Rozegrałeś bardzo dobre spotkanie przeciw Polpharmie. Czy to oznacza, że twoja forma rośnie?

 

- Mam nadzieję, że tak, ale to tylko nadzieja. Czy moja forma rośnie przekonamy się w kolejnych spotkaniach. Przyznam, że czuję się coraz pewniej i dobrze współpracuje mi się z kolegami. To sprawia, że mogę odnotowywać wyniki, które pomagają zespołowi.

 

W takim razie, jak podsumujesz swoją postawę na półmetku sezonu zasadniczego?

 

- Nie mogę być z siebie do końca zadowolony, ale też nie było ze mną tak źle. Bywały lepsze i gorsze mecze w moim wykonaniu i teraz muszę robić wszystko, żeby tych słabych było jak najmniej.

 

Jak podsumowałbyś to, co działo się w polskiej lidze w trakcie pierwszej rundy rozgrywek?

 

- Pierwsze spostrzeżenie, które mi się nasuwa jest takie, że liga stała się bardziej wyrównana. W ubiegłym roku mieliśmy pięć, sześć zespołów, które stać było na zwycięstwa z każdym rywalem, a teraz tak naprawdę wszyscy liczą się w walce o play-off. Jeszcze nikogo nie można skreślać. Liga stała się silniejsza.

 

A może to tylko takie wrażenie, bo przed rokiem grałeś w Polpaku, którego sukcesy były sporym zaskoczeniem. Teraz jesteś koszykarzem Anwilu – zespołu na który każdy przeciwnik mobilizuje się podwójnie…

 

- Rzeczywiście tak jest, że gdy grasz przeciw pretendentowi do tytułów, to wspinasz się na wyżyny umiejętności, żeby mu udowodnić, że też potrafisz to co on. Przeciwnicy Polpaku na pewno nie byli tak skoncentrowani jak przeciwnicy Anwilu. Może więc to prawda, że zmiana poziomu, którą widzę jest wynikiem przejścia do silniejszego klubu. Nasi rywale nie mają nic do stracenia i grają na większym luzie. Dodatkowo mobilizują się, żeby dokopać Anwilowi, ale my musimy być na to przygotowani.

 

Anwil jest w tej chwili na czwartym miejscu w ligowej tabeli. Czy oddaje ona nasz prawdziwy potencjał?

 

- Z pewnością nie, bo możemy grać lepiej. Przegraliśmy kilka dziwnych meczów, które byłyby do wygrania, gdybyśmy pokazali to co jest naszym normalnym poziomem. Straciliśmy koncentrację i w głupi sposób daliśmy się ograć. Z drugiej strony udało nam się pokonać kilku naprawdę mocnych przeciwników. To pokazuje, że grać umiemy, ale musimy ustabilizować formę.

 

Co w takim razie jest największym atutem Anwilu?

 

- Dwie rzeczy: duża liczba świetnych strzelców i dobra defensywa. To atuty na które zwracają uwagę nasi przeciwnicy i mają rację. Już kilka razy pokazaliśmy naprawdę skuteczną grę w obronie, z którą nie mogła sobie poradzić np. Polpharma. Potrafimy sobie pomagać na boisku i to procentuje.

 

A czy poza boiskiem też stanowicie zgraną ekipę?

 

- Tak! To zasługa tego, że lubimy się nawzajem. Spędzamy razem mnóstwo czasu, nie tylko na boisku. Często spotykamy się razem z naszymi rodzinami i miło spędzamy czas. Myślę, że można powiedzieć, że wytworzyła się między nami taka chemia, jaka powinna być w zgranym zespole. Potrzeba nam jeszcze tylko trochę czasu, żeby to wszystko uporządkować i możemy być niesamowicie groźni dla każdego.

Skoro mówiłeś już o atutach Anwilu, to zdradź teraz, co w twoim odczuciu, trzeba jeszcze poprawić?

 

- Musimy grać lepiej pod kosz. Mamy zawodników, którzy są świetni pod atakowaną tablicą, ale nie wykorzystujemy ich potencjału. Oczywiście są mecze, w których mamy świetną skuteczność z półdystansu i z dystansu i wcale nie potrzebujemy pchać się pod kosz. Jednak czasami istnieje potrzeba, żeby odciążyć niskich zawodników i to trochę szwankuje. Oliver Stević i Paul Miller to doskonali podkoszowi, musimy tylko częściej wykorzystywać ich zdolności.

 

Grudzień jest miesiącem, w którym wiele zespołów wpada w kryzys. Dla Anwilu byłoby to szczególnie bolesne, bo mamy przecież bardzo napięty grudniowy terminarz (mecze z Polpharmą, Zniczem, Sportino, Górnikiem i Prokomem). Nie obawiasz się takiej obniżki formy?

 

- Zazwyczaj przyczyną grudniowych kryzysów jest przerwa świąteczna, która może dekoncentrować i wprowadzać chaos w przygotowania zespołu. Nam w tym roku to nie grozi, bo tak jak powiedziałeś, mamy bardzo napięty terminarz i na żadną przerwę nie możemy liczyć. Co więcej, myślę, że to będzie czas, gdy wreszcie wejdziemy na wyższy poziom i zaczniemy grać na miarę oczekiwań własnych i kibiców.

 

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia czeka was potyczka ze Sportino a po nich mecz z Górnikiem. Prawdopodobnie nie będziecie więc mieli możliwości przerwania cyklu treningowego. Dla ciebie to chyba jednak nie problem, bo jesteś wyznania prawosławnego?

 

- Masz rację, mogę trenować normalnie, bez rys na moim sumieniu (śmiech).

 

Już w niedzielę w Hali Mistrzów Anwil zmierzy się ze Zniczem Jarosław, a tobie zapewne przypadnie zadanie powstrzymania najskuteczniejszego gracza gości, Gradyego Reynoldsa?

 

- Pewnie tak, ale powiem szczerze, że jeszcze nie analizowaliśmy szczegółowo jego gry. To dobry koszykarz, ale na pewno uda się go powstrzymać.

 

Sokołów jest beniaminkiem ligi i jak do tej pory nie radzi sobie zbyt dobrze. Co zrobicie, żeby mimo to, nie zlekceważyć tego przeciwnika?

 

- Nie ważna jest jego pozycja w tabeli. Bez względu na to czy gramy z mistrzem, czy z najsłabszą drużyną ligi musimy wychodzić na parkiet tak samo skoncentrowani. To jest koszykówka zawodowa i tutaj nie ma ludzi przypadkowych. Jeśli pozwolisz komuś na zbyt wiele, to możesz być pewny, że przegrasz. W polskiej lidze naprawdę każdy może wygrać z każdym.

 

Na koniec pytanie zupełnie z innej beczki. Czy to prawda, że podczas wykonywania rzutów wolnych na treningach, koledzy próbują cię zdekoncentrować udając spikera i krzycząc „Brkić”, podczas gdy prawidłowa wymowa twojego nazwiska brzmi „Byrkić”?

 

- (śmiech) To prawda, ale od razu zaznaczam, że w ogóle mi to nie przeszkadza. Oni niech się śmieją, a ja mogę być „Brkiciem”. Gdy przyjechałem do Świecia w ubiegłym roku okazało się, że Polacy rzeczywiście tak mnie nazywają i zdążyłem się do tego przyzwyczaić. To niczego nie zmienia, a wygłupy kolegów są nawet śmieszne.