Koniec roku jest niezmiennie czasem refleksji nad swoimi dokonaniami i próbą spojrzenia w przyszłość. O podsumowanie części sezonu koszykarskiego, która już za nami poprosiliśmy trenera Anwilu Włocławek Igora Griszczuka.
Bardzo trudno namówić pana na rozmowę. Czy to dlatego, że od czasu objęcia posady trenera nie zmieniło się nic w pańskim podejściu do wyzwania, jakim jest praca w Anwilu? Czy wręcz przeciwnie - wyobrażenia były zupełnie inne?
- Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym podkreślić, że bardzo się cieszę z szansy jaką dostałem. Byłem bez pracy, a ofertę złożył mi klub, w którym zawsze chciałem trenować. Moje marzenie się spełniło, ale już wtedy wiedziałem jak ciężka praca mnie czeka. Dlatego nie jestem zaskoczony i nie zmieniam opinii – wierzę w sukces! Powtarzam, wierzę w sukces!
Choć Anwil ma jeden zaległy mecz, to możemy przyjąć, że znajdujemy się na półmetku rozgrywek. Czy jest pan zadowolony z bilansu 8-5 od początku sezonu i 6-3 pod pańskim przewodnictwem (wywiad przeprowadzony 19 grudnia)?
- Jestem zdecydowanie niezadowolony z dwóch porażek – ze Stalą Ostrów i Kotwicą. Moi zawodnicy nie pokazali w tych meczach charakteru. Przyznam, że wiem gdzie leży przyczyna przegrania w tych spotkaniach, i być może w pewien sposób jestem temu winny. Gdy obejmowałem zespół, jego rozgrywającym był Gerrod Henderson. Po jego odejściu reszta drużyny ambitnie walczyła udowadniając, że potrafi wygrywać bez niego. Nie da się jednak długo grać jednym rozgrywającym i musiałem zdecydować się na solidny sprawdzian Briana Browna. Tak to już jest, że nie każdy „try-out” jest udany i lepiej, że zaważył on na wyniku teraz niż w play-off.
Skoro podsumowujemy pierwszą rundę rozgrywek, to proszę ocenić, jak wypadli w niej poszczególni zawodnicy Anwilu?
- Zaznaczam, że to nie ja budowałem ten zespół i na pewno poukładałbym go inaczej. Jednak podejmując się pracy z tymi zawodnikami wiedziałem co robię i teraz nie zamierzam na nikogo narzekać. Mam charakter i już na pierwszym treningu powiedziałem koszykarzom, że komu nasza współpraca się nie podoba, niech natychmiast odejdzie. Wszyscy zostali, przyjmując tym samym moje warunki. Teraz musimy wspólnie walczyć o jak najlepszy wynik. Drużyna to jest całość i z drużyny jako jednego ciała jestem zadowolony. Wygraliśmy kilka ważnych meczów i udowodniliśmy, że jest w nas potencjał.
W takim razie zapytam inaczej. W których elementach gra Anwilu wygląda na miarę pańskich oczekiwań, a nad czym trzeba popracować?
- Cieszę się, że udało nam się uruchomić szybki atak, po którym zdobywamy coraz więcej punktów. Gramy też skuteczniejsze pick and rolle. To, nad czym cały czas trzeba pracować jest obrona, tutaj zespół ma jeszcze dużo do zrobienia. Najlepszym dowodem są przegrane mecze we własnej hali. 89 i 93 stracone punkty u siebie to kategorycznie za wiele. Nie można dopuścić do sytuacji, w której własnym parkiecie jest się zmuszonym gonić przeciwnika.
A co z charakterem zespołu o którym często pan wspomina? W przeciwieństwie do poprzedniego trenera przeprowadza pan dużo rozmów indywidualnych, starając się dotrzeć do każdego z zawodników…
- Nie wypowiadam się na temat pracy innych trenerów, zwłaszcza, jeśli ich nie znam. Tym, co rzuciło mi się w oczy na pierwszych moich treningach z Anwilem, była grobowa atmosfera w zespole. Zajęcia bez jednego uśmiechu, bez zapału do pracy - tylko mechaniczne wykonywanie poleceń. Nie na tym polega koszykówka. Przyznaję, że dużo rozmawiam z koszykarzami i mówię im prosto w twarz, czego od nich oczekuję. Chętnie dowiaduję się też jakie są ich odczucia. Staram się ich mobilizować, bo wyniki Anwilu nie są mi obojętne i w graczach chcę zaszczepić takie właśnie, wyjątkowe podejście. Jesteśmy ograniczeni, jeśli chodzi o zmiany w składzie i musimy robić wszystko, żeby obecna ekipa grała lepiej. I odnosiła zwycięstwa.
O jakich ograniczeniach pan mówi?
- Po pierwsze, budżet na zawodników został wykorzystany już przed sezonem. Taka była koncepcja poprzedniego trenera i tego nie zmienimy. Poza tym przy jego ustalaniu dolar był dużo tańszy, a realiów ekonomicznych nie da się obejść nawet w sporcie. Musimy też uświadomić sobie, że jesteśmy w środku sezonu i nie ma na rynku zbyt wielu naprawdę wartościowych zawodników. Ci z uznaną marką cenią się za bardzo, a przy szukaniu nie odkrytego dotąd talentu musimy być cierpliwi i ostrożni. Niektórzy zawodnicy mają dobre statystyki, ale problem tkwi w ich charakterze. Musimy zatem brać pod uwagę mnóstwo czynników, z których najważniejszym są, niestety, pieniądze. I to jest właśnie nasze największe ograniczenie.
A może prawdą są pojawiające się głosy o rychłym powrocie Gerroda Hendersona?
- Nie, Gerrod nie wróci już do Anwilu. To doskonały zawodnik i jego odejście jest dla nas ogromną stratą. Niestety, przy całym szacunku do umiejętności Hendersona, zabrakło mu profesjonalizmu. To niedopuszczalne.
Pierwszym ruchem transferowym po objęciu przez pana drużyny było zatrudnienie Olivera Stevicia. Czy wiadomo już, czy Serb zostanie w zespole do końca sezonu, czy skorzysta z możliwości odejścia wraz z końcem 2008 roku?
- Ze swej strony mogę tylko powiedzieć, że bardzo bym chciał, żeby Oliver został na cały sezon. To pytanie trzeba jednak skierować do prezesa Zbigniewa Polatowskiego lub dyrektora Arkadiusza Lewandowskiego, którzy na pewno będą nad tym pracować. Oliver ma możliwość odejścia do 31 grudnia, jeśli otrzyma i zdecyduje się przyjąć jakąś inną, korzystniejszą finansowo propozycję.
Za nami już trzy grudniowe mecze, a do końca roku jeszcze trzy do rozegrania. Można mieć obawy, czy w tym dziwnym, świątecznym okresie uda się utrzymać koncentrację?
- Zaczęło się od tego, że po dwóch tygodniach przerwy, w ciągu jednego rozegraliśmy trzy mecze. W grudniu - w sumie - zmierzymy się z sześcioma rywalami, co z reguły niesie ze sobą duże ryzyko. Okres świąteczny zawsze przynosi niespodzianki, ale postaramy się o to, żeby te niemiłe były już za nami. Mogę obiecać, że na boisku pojawią się ci zawodnicy, którzy będą pałać żądzą zwycięstwa. Jeśli zobaczę, że ktoś głową jest przy świątecznym stole, to na pewno nie pojawi się na parkiecie, obiecuję.
Jak zatem wygląda plan zajęć Anwilu na okres Świąt?
- O tym zadecydują wyniki…
Z końcem roku i pierwszej rundy rozgrywek można pokusić się o pierwsze typy na finał polskiej ligi. Kto jest faworytem do awansu na ten najwyższy szczebel?
- Anwil! Na pewno Anwil! Chcę walczyć z tym klubem o najwyższe cele. Przez całe moje życie biłem się tutaj o medale i nie wyobrażam sobie, żeby teraz miało być inaczej. To nie jest mój autorski zespół, ale podjąłem się pracy z nim wierząc, że możemy zrobić coś wspaniałego. Stać nas na sukces. A kto poza Anwilem? To już mnie nie obchodzi. Polpharma, Prokom, Turów, Czarni – życzę im jak najlepiej, każdy z tych zespołów zasługuje na uznanie. Nie będziemy się jednak na nich oglądać. My musimy robić swoje i piąć się w tabeli.
Czy któryś z zespołów polskiej ekstraklasy zaskoczył pana w tym sezonie?
- Być może nie mogę nazwać tego zaskoczeniem, bo spodziewałem się dobrej gry Prokomu, ale chciałbym wyrazić uznanie dla tej drużyny. W Sopocie bardzo rozsądnie zbudowano skład. Mimo dużo mniejszego budżetu niż przed rokiem jego gra się nie załamała. Takie sytuacje w sporcie często miały miejsce. Prokomu to nie dotknęło i zachował duże szanse na obronę tytułu mistrzowskiego. Podoba mi się również postawa Polpharmy. To zespół z charakterem i dużymi możliwościami. Pytanie, czy zdoła utrzymać dobrą formę przez cały sezon? Takiej obawy nie ma chyba w Turowie. Tam tradycyjnie również powstała mocna ekipa.
Na Anwilu ciąży duża presja i potrzeba sukcesu w ligowych rozgrywkach po dwóch chudych latach. Czy jako trener odczuwa się ją bardziej niż jako zawodnik?
- Gdy zaczynałem pracę z tym zespołem wszyscy pytali mnie dlaczego to robię? Dlaczego narażam własną legendę? Odpowiadałem, że legenda zostanie na zawsze. Nikt nie zmieni tego, co dokonałem jako zawodnik. Jeśli pytasz czy się boję, to mogę zdecydowanie odpowiedzieć, że nie. Praca wszędzie jest taka sama i zawsze wymaga pełnego zaangażowania. Trenera bronią wyniki i z nich jestem teraz rozliczany. Zdaję sobie z tego sprawę i godzę się na takie realia. Nie mogę uniknąć presji, zwłaszcza pracując we Włocławku. Podkreślam jednak, że prowadzić tę drużynę to dla mnie duży honor. Mamy świetne warunki pracy i rozmyślanie nad presją byłoby ich marnotrawieniem. Skupiamy się zatem na pracy.
Czego życzyć Anwilowi na nowy rok?
- Tego samego co kibicom: zdrowia i sukcesów!
Wywiad ukazał się w czasopiśmie "Nasz Anwil".