Oficjalna strona Klubu Koszykówki Włocławek

Zmień język:

Hala Mistrzów Kibicowania

Poniedziałek, 09 Lutego 2009, 1:00, Michał Fałkowski

Nie milkną echa wczorajszego spotkania. Ile razy w rozmowach wspomina się wspaniałą grę Anwilu, tyle też pada zachwytów nad zachowaniem kibiców. Reporterzy telewizyjni, goście z innych miast, nawet koszykarze i działacze Asseco – wszyscy zgodnie twierdzą, że takiej atmosfery na meczu koszykówki w Polsce dawno nie było. Nam nie pozostaje nic innego, jak tylko przekazać te słowa uznania Wam Drodzy Kibice.

Nie milkną echa wczorajszego spotkania. Ile razy w rozmowach wspomina się wspaniałą grę Anwilu, tyle też pada zachwytów nad zachowaniem kibiców. Reporterzy telewizyjni, goście z innych miast, nawet koszykarze i działacze Asseco – wszyscy zgodnie twierdzą, że takiej atmosfery na meczu koszykówki w Polsce dawno nie było. Nam nie pozostaje nic innego, jak tylko przekazać te słowa uznania Wam Drodzy Kibice.

Największych fanów – tak, tak, fanów – mają włocławscy kibice wśród koszykarzy Anwilu. Podczas dzisiejszej odnowy biologicznej pomoc ze strony widowni była najczęstszym tematem ich rozmów. Nowi zawodnicy pytali tych, którzy już zadomowili się we Włocławku, czy taki tumult to „normalka” podczas ważnych meczów. Ci drudzy, z dumą odpowiadali, że takich chwil w Hali Mistrzów przeżyli więcej, bo tutaj jest najlepsza otoczka wokół koszykówki w naszym kraju.

 

Atmosfera meczu z Asseco przypominała klimatem filmy Alfreda Hitchcocka. Emocje podgrzewano długo i umiejętnie. Najpierw zbiórka pieniędzy na oprawę meczową w której „krawaciarze” nie poskąpili kasy „ultrasom”. Później apele o białe koszulki, transparenty na włocławskich ulicach, wrzawa na forach internetowych i wskazówki, jak umiejętnie wykorzystać przygotowane gadżety. Do tego gorączka zakupów przy kasach Hali Mistrzów, która nie dla wszystkich, niestety, zakończyła się sukcesem. Bilet na mecz w jednej chwili nabrał nowej wartości. Stał się trudno osiągalny, a przez to jeszcze cenniejszy.

 

Niedzielny ranek i popołudnie dłużyły się niemiłosiernie. Im bliżej było meczu, tym niepewność stawała się coraz bardziej uciążliwa. Wielu, w tych właśnie chwilach ostatecznie zdecydowało się włożyć białą koszulkę, by choć w ten sposób zjednoczyć się i zwiększyć szanse na końcowy sukces. Dużo otuchy w serca wlała właśnie biała fala, która około godz. 18.30 wdarła się wszystkimi wejściami do Hali Mistrzów. Tak przygotowani kibice nie mogli już „odpuścić”. Flagi, transparenty, śpiewy, okrzyki, gwizdy – wszystkie atrybuty fanów basketu zafunkcjonowały na najwyższym poziomie.



Za dalszy komentarz niech posłużą słowa naszych koszykarzy:

 

Andrzej Pluta – Bardzo pozytywnie odebraliśmy wspaniałe zachowanie kibiców podczas wczorajszego meczu. Przed spotkaniem spodziewaliśmy się, że będzie pełna hala, bo to przecież klasyk polskiej ligi, ale wsparcie którego udzielili nam fani przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Już sam fakt, że podobnie jak my koszykarze, założyli białe koszulki dało nam poczucie wspólnoty. Byli po prostu szóstym zawodnikiem. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić ich w takiej samej liczbie i z takim samym nastawieniem na kolejne mecze. Zostało nam ich 5 do końca sezonu regularnego. Wszystkie bardzo trudne i bardzo ważne, więc ich doping będzie nam niezwykle potrzebny.





Tommy Adams – Tego mi brakowało w tym sezonie. Kibice w Warszawie nie stawiają się tak licznie na mecze i nie tworzą takiej atmosfery. Tutaj we Włocławku jest inaczej. Od początku mojej gry w Anwilu było nieźle, ale to co zrobili fani podczas meczu z Asseco było po prostu fantastyczne. Uwielbiam grać w takich okolicznościach. Hałas, napięcie i presja ze strony trybun wyzwalają we mnie dodatkową energię. Po wczorajszym meczu moje akumulatory są pełne (śmiech).







Marko Brkić – Kibice bardzo nam pomogli w tym meczu. Ich udział w zwycięstwie jest niezaprzeczalny. To było niesamowite uczucie, gdy z kilku tysięcy gardeł usłyszeliśmy „Anwil, Anwil, Anwil”. Nie mam wątpliwości, że gdyby nie oni, ten mecz mógłby ułożyć się zupełnie inaczej. Wystarczy sobie przypomnieć, jak w ostatnich sekundach w naszą grę wkradło się trochę nerwowości. Wtedy właśnie otrzymaliśmy najcenniejsze wsparcie. Nikt nie wychodził z hali, nikt nie siedział cicho. Mogę powiedzieć, że poczuliśmy wtedy, że jest nas kilka tysięcy, a nie pięciu. Taka myśl pozwala uwierzyć w siebie. Tak się stało wczoraj i dzięki temu wygraliśmy mecz.