Oficjalna strona Klubu Koszykówki Włocławek

Zmień język:

2018/2019 ANWIL WŁOCŁAWEK

Dokładnie 24 dni po wywalczeniu drugiego złota w historii klubu, władze Klubu Koszykówki Włocławek oraz trener Igor Milicić porozumieli się w sprawie dwuletniego kontraktu. Nikt nie rozważał innego scenariusza – szkoleniowiec, który wygrywa mistrzostwo po prostu musi kontynuować swoje dzieło. Jednocześnie wiadomo było, że trener Milicić nadal będzie szedł ramię w ramię ze swoim sztabem: Marcinem Woźniakiem, Grzegorzem Kożanem, Hubertem Śledzińskim oraz Wojciechem Krawczakiem. W zespole zostało także trzech graczy, których umowy obowiązywały lub zostały automatycznie przedłużone w momencie triumfu w sezonie 2017/2018: Rafał Komenda, Josip Sobin i Jarosław Zyskowski.

Niemniej, skład trzeba było budować niemalże od zera – z części koszykarzy zrezygnowano (Ante Delas, Mario Ihring, Jakub Wojciechowski), a część miała wygórowane oczekiwania finansowe (Jaylin Airington, Ivan Almeida). Jasne dla wszystkich było to, że skład wymagał wzmocnień. W końcu po kilku latach przerwy klub zgłosił swój akces do Koszykarskiej Ligi Mistrzów, a grupa (m.in. z UCAM Murcją, Banvitem Bandirma czy Niżnym Nowogrodem) zapowiadała się na bardzo wymagającą.

Kapitan zostaje na pokładzie – taką informację przeczytali kibice na początku lipca, gdy Kamil Łączyński przedłużył swoją umowę. Wkrótce po tym klub dokonał trzech ruchów poszerzając swoją rotację: z MKS-u Dąbrowa Górnicza ściągnięto Jakuba Parzeńskiego, a z niedawnego finałowego rywala, ostrowskiej BM Slam Stali, przyszli: Nikola Marković oraz Mateusz Kostrzewski. Początek sierpnia zaowocował trzema kolejnymi kontraktami – Michała Michalaka z Tecnyconty Saragossa, Walerija Lichodieja z Betalandu Capo d’Orlando oraz Luisa Davida Montero z NDBL – zaś w połowie tego miesiąca umowę o dwa lata przedłużył Szymon Szewczyk. Gdy jako ostatni kontrakt parafował przychodzący z mistrza Belgii Vladimir Mihailović, stało się jasne, że kształt zespołu nie ucierpiał.

Niestety, podobnie jak przed rokiem, klub stracił jednego z graczy jeszcze lat. Z uwagi na nieprzejście testów medycznych umowa z Montero została rozwiązana, trzeba było szukać innego gracza. Wybór padł na doskonale znanego włocławskim kibicom Chase’a Simona, byłego Rottweilera z sezonu 2014/2015, który od tamtego czasu zrobił olbrzymi postęp. Z Simonem i bez Montero Anwil był gotowy na sparingi. Aby skutecznie przygotować się do sezonu, drużyna wyjechała na kilka dni do Niemiec, gdzie zmierzyła się m.in. z Brose Bamberg czy ratiopharmem Ulm. Tuż przed rozgrywkami do ekipy dołączył jeszcze Igor Wadowski z AZS-u Koszalin.

Pierwszym poważnym meczem było starcie o Superpuchar Polski z Polskim Cukrem Toruń w Kaliszu. Choć w trzeciej kwarcie włocławianie prowadzili różnicą kilkunastu punktów, ostatecznie triumfowali rywale 72:68. Sezon zaczął się więc źle, a humorów nie poprawiła porażka w Gdyni na inaugurację ligi. Anwil rozkręcał się wolno: wkrótce torunianie ograli włocławian po raz drugi, a następnie zwycięstwo z Hali Mistrzów wywiózł beniaminek Spójnia Stargard. Od stanu 2:3 w końcu coś jednak drgnęło w machinie Igora Milicicia – zespół wygrał 10 kolejnych meczów, a pomogły w tym korekty kadrowe, zwłaszcza transfer Aarona Broussarda (odeszli Rafał Komenda i Jakub Parzeński). W połowie stycznia po raz drugi w sezonie lepsi od Anwilu okazali się jednak koszykarze Asseco Arki, trener Milicić znów miał więc dużo do myślenia, a zwycięstwo w Toruniu nie uspokoiło jego wątpliwości. Nieskuteczna postawa w Lidze Mistrzów (o tym później) także je podsycała: włocławian czekały dalsze zmiany.

Włocławek opuścił Mateusz Kostrzewski, który nie mógł znaleźć swojej tożsamości w zespole, a tydzień później z ekipą pożegnał się Vladimir Mihailović. Ruchy te były konieczne po to, aby do Włocławka powrócił ulubieniec fanów i najważniejszy gracz poprzedniego sezonu – Ivan Almeida. Aby finanse klubu zgadzały się, klub rozwiązał jeszcze kontrakt z Nikolą Markoviciem, zatrudniając Aleksandra Czyża, który przez dwa wcześniejsze sezony… leczył kontuzję.

Mimo zmian w Pucharze Polski drużyna rozczarowała, odpadając już w ćwierćfinale z osłabioną kontuzjami Arką Gdynia (trzeci mecz i trzecia porażka w sezonie z tym rywalem). Na domiar złego, bardzo dobre mecze (zwycięstwo nad Kingiem Szczecin czy HydroTruckiem Radom) zespół przeplatał kompletnymi niewypałami. Takimi były porażki z AZS-em Koszalin i MKS-em Dąbrowa Górnicza w Hali Mistrzów. Kolejne przegrane ze Stelmetem Eneą BC Zielona Góra czy Polpharmą Starogard Gdański sprawiły, że przystępujący do play-off z czwartego miejsca, Anwil Włocławek nie był w gronie ścisłych faworytów do złota. A pozyskanie z trzyletniej emerytury (ostatni mecz w 2006 roku) Michała Ignerskiego w wielu klubach odebrano jako żart.

To wszystko składało się na jasny obraz – ćwierćfinałowy rywal Rottweilerów, piąta w tabeli BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski, był według wielu faworytem do awansu. Nawet pomimo faktu, że w ostatnim meczu sezonu zasadniczego Anwil pokonał Stal i właśnie dlatego zajął czwarte miejsce, a przeciwnicy – piąte. Jak się jednak okazało – trzy mecze wystarczyły Rottweilerom, by wielkie nadzieje ostrowian prysły jak mydlana bańka. 18 trójek i 105 punktów zdobytych w meczu numer trzy zobrazowało ofensywną moc Anwilu.

Wygrywając ćwierćfinał, włocławianie musieli poczekać kilka dni na rywala, wszak Arka Gdynia potrzebowała pięciu spotkań, by rozprawić się z Legią Warszawa. Anwil jechał więc nad morze przynajmniej po jedno zwycięstwo, lecz… musiał obejść się smakiem. Ekipa Przemysława Frasunkiewicza prowadziła 2:0 i była o krok o awansu do finału.

Zgodnie z hasłem klubu przyjętym przed play-off – #PlayHardPlayOff – włocławianie nie zamierzali się poddawać. Mecze numer trzy i cztery były prawdziwymi wojnami nerwów. W pierwszym z nich Anwil nie mógł wyjść na więcej, niż pięć-sześć punktów przewagi, ostatecznie wygrana została przystemplowana trójkami Simona oraz rzutami wolnymi Szewczyka i Zyskowskiego. W drugim zaś gdynianie prowadzili już różnicą 14 oczek, gdy sprawy w swoje ręce wziął Aaron Broussard. Amerykanin rzucił 25 punktów, czym przyćmił 38-punktowy dorobek Jamesa Florence’a. Potrzebne było spotkanie numer pięć.

Tak jak po dwóch meczach to Arka miała psychologiczną przewagę, tak teraz górował Anwil. Fenomenalnie dysponowany Josh Bostic robił dosłownie wszystko, aby gdynianie wygrali ten mecz, ale nie był w stanie przeciwstawić się sile rażenia włocławian. Chase Simon rzucił tego dnia 33 punkty, Ivan Almeida 22, cały zespół Rottweilerów trafił 13 trójek, a kluczowym momentem spotkania był ten, gdy Almeida trzy razy z rzędu za trzy, w tym raz z faulem Bostica, przymierzył zza łuku. Włocławianie kontrolowali wydarzenia do końca i… awansowali do finału! Hasło „Nigdy nie lekceważ serca mistrza”, tak propagowane od początku play-off przez klub, naprawdę nabrało mocy!

A w finale… Derby Kujawsko-Pomorskiego, które rozgrzały koszykarski świat do cna, choć przede wszystkim: Włocławek i Toruń. Rywale tak mocno bali się najazdu fanów Anwilu, iż – pomni wcześniejszych meczów – robili wszystko, aby utrudnić kibicom zakup biletów w Arenie Toruń. Nic to jednak, wszak kibice włocławscy już na pierwszym meczu pojawili się w liczbie blisko dwóch tysięcy, a w kolejnych spotkaniach było ich jeszcze więcej.

Tymczasem po pierwszych dwóch pojedynkach był remis 1:1. Na inaugurację wygrali torunianie, w drugim meczu – włocławianie. Zwycięstwo smakowało jednak gorzko, wszak zerwania więzadła doznał Michał Ignerski. Anwil musiał radzić sobie bez kolejnego zawodnika, ale trzecie spotkanie znów było dla Rottweilerów. I prawie także czwarte, lecz kapitalnym rzutem z dziewięciu metrów w ostatniej akcji spotkania popisał się Aaron Cel. 2:2. A kilka dni później 3:2 dla Polskiego Cukru po piątym spotkaniu. Anwil stał pod ścianą.

- Nie mamy nic do stracenia. Nadal nie chcę przyjąć do wiadomości, że oni są lepsi od nas. Musimy znaleźć w sobie siłę, wygrać we Włocławku i potem w meczu numer siedem – mówił do swoich graczy trener Igor Milicić, a jego koszykarze – w szóstym spotkaniu – zagrali jak z nut. Chase Simon trafił siedem razy za trzy, Ivan Almeda latał nad koszami, Szymon Szewczyk rozdawał łokcie, a Kamil Łączyński dyrygował kolegami. Anwil rozniósł Polski Cukier 103:85 i o wszystkim musiał zadecydować ostatni mecz.

W nim nie było już cienia wątpliwości. Włocławianie dominowali od pierwszej do ostatniej minuty spotkania, a przewagę zbudowaną na początku starcia stopniowo i bezlitośnie powiększali. Almeida, Simon, Łączyński jak zwykle grali pierwsze skrzypce, a tym razem dołączyli do nich także inni: Jarosław Zyskowski, Walerij Lichodiej, Aaron Broussard czy Michał Michalak. Włocławianie wygrali ostatni mecz sezonu 89:77 i drugie mistrzostwo z rzędu, a trzecie w historii, świętowali razem z trzytysięcznym tłumem kibiców w Arenie Toruń!

Mistrzostwo Polski było zwieńczeniem kilkumiesięcznych trudów, bo przecież wcześniej włocławianie przegrali walkę o Superpuchar, Puchar Polski, a także borykali się z problemami w Basketball Champions League. Na inaugurację Rottweilery wygrały co prawda z BC Ventspils, ale BC Niżny Nowogród i UCAM Murcja były wyraźnie lepsze. Włocławianie powalczyli z Sidigasem Avellino oraz Banvitem Bandirma, lecz ostatecznie to rywale cieszyli się z wygranych. Udało się co prawda jeszcze raz pokonać Ventspils, a także wygrać z MHP Risen Ludwigsburg na wyjeździe oraz MSB Sarthe Le Mans u siebie, lecz… to by było na tyle. Po ośmiu kolejkach drużyna legitymowała się bilansem 4:4, ale przegrała sześć ostatnich spotkań i zakończyła zmagania na siódmym miejscu w tabeli bez awansu do drugiej rundy.

 

Miejsce po sezonie w EBL: 1

Miejsce po rundzie zasadniczej (bilans) w EBL: 4 (22/8)

Miejsce po rundzie zasadniczej (bilans) w BCL: 7 (4/10)

Zespół: Ivan Almeida, Oliwier Bednarek, Aaron Broussard, Aleksander Czyż, Michał Ignerski, Walerij Lichodiej, Kamil Łączyński, Michał Michalak, Adam Piątek, Chase Simon, Josip Sobin, Szymon Szewczyk, Igor Wadowski, Jarosław Zyskowski

Trenerzy: Igor Milicić, Marcin Woźniak, Grzegorz Kożan