Anwil Włocławek uderzył po raz drugi i wyrównał stan serii! Rottweilery pokonały po emocjonującym spotkaniu Arkę Gdynia 90:85, co sprawia, że od finału dzieli ich już tylko jedna wygrana.
TŁO: Koszykarzy prowadzonych przez Igora Milicicia czekało w Hali Mistrzów trudne zadanie. Marginesu błędu nie było – porażka oznaczała pożegnanie z marzeniami o finale. Włocławianie nie brali jednak takiej ewentualności pod uwagę – zagrali skutecznie, zespołowo i z dużym poświęceniem, co dało pierwsze zwycięstwo nad Arką w tym sezonie. Uskrzydleni tym faktem mistrzowie Polski zamierzali zrobić wszystko, by w najbliższym meczu zagrać na podobnym poziomie i przenieść rywalizację do Gdyni.
KLUCZOWY MOMENT: Na dwie minuty do końca Arka zniwelowała straty i mecz rozpoczął się od nowa. Chase Simon trafił po wrzucie zza kosza, choć do końca akcji pozostawała tylko sekunda (86:83), a po drugiej stronie parkietu pomylili się gdynianie. Kiedy wydawało się, że wszystko ma się ku końcowi, Anwil stracił piłkę w ataku, a wsadem w kontrze popisał się Marcus Ginyard. Arka nie chciała pozwolić na akcję włocławian, więc od razu sfaulowała Aarona Broussarda. Amerykanin trafił z linii raz, co stawiało gdynian przed szansą na wyrównanie i doprowadzenie do dogrywki (88:85). Pod koszem pomylił się jednak James Florence, a po zbiórce sfaulowany został Jarosław Zyskowski. Gdy skrzydłowy szedł na drugą stronę pakietu, by oddać swoje rzuty, kibice w Hali Mistrzów wiedzieli, że Anwilowi nic złego się już nie stanie.
NAJLEPSZY W ANWILU: Co za mecz Aarona Broussarda! Amerykanin zagrał kapitalne zawody i kolejny raz w play-off udowodnił swoją wartość. Kiedy swoje show rozpoczął James Florence, rozgrywający był pierwszym, który rzucił mu wyzwanie. Dzięki jego grze Anwil zniwelował straty z pierwszej połowy meczu. Świetnie grał 1 na 1, nie bał się wejść na kosz - mimo to, że musiał się mierzyć z wyższymi rywalami. Spotkanie zakończył z 25 punktami, czterema zbiórkami i trzema asystami, wymusił także dwa przewinienia. Trafił 11/17 z gry, z czego 10/16 za dwa. W strefie podkoszowej był nie do zatrzymania. W pamięci zostanie jedna z akcji, gdzie pod obręczą zrobił kilka zwodów pod Adamem Łapetą i zdobył punkty. Wyrywał z rąk gdynian piłki, grał mocno w obronie – zagrał po prostu fenomenalnie.
DRUGI PLAN:Ten pojedynek był prawdziwym rollercoasterem emocjonalnym. Najpierw przewagę miała Arka, potem włocławianie rozpoczęli swoją gonitwę i to oni odskoczyli. Dzisiejszego zwycięstwa nie byłoby, gdyby nie zaangażowanie i charakter Rottweilerów. Walery Lichodiej trafił w czwartej kwarcie dwie trójki z rzędu, dzięki czemu Anwil odjechał na dziewięć oczek (80:71). Ostatecznie zdobył 16 punktów, cztery zbiórki, asystę, wymusił trzy faule. Mocno zagrał także Michał Ignerski, zdobywca 10 oczek. Chase Simon nie wyróżniał się w kwestii punktów (dziś osiem), ale zapisał się pozytywnie w innych statystykach – miał sześć zbiórek, cztery asysty, dwa przechwyty, wymusił cztery faule. Choć od początku ostatniej kwarty grał z groźbą zakończenia występu z powodu przewinień, potrafił ciągle grać twardo w obronie. Co jednak najważniejsze – wykończył w końcówce kluczową dla przebiegu meczu akcję.
IMPAKT: Arka grała bardzo pewnie, prowadziła w drugiej połowie nawet 59:46. Od tego momentu włocławianie wzięli się za odrabianie strat. Spod kosza punkty zdobył Kamil Łączyński. Mniej widoczny do tej pory Michał Ignerski trafił za trzy, a w kolejnej akcji podkoszowy był faulowany pod koszem i nie pomylił się z linii. Anwil przejął piłkę w obronie, a w kontrze mocno potraktowany został Łączka. Za kapitana Rottweilerów rzuty wolne wykonał Aaron Broussard – trafił raz. Arka znów pomyliła się w ataku, a Aaron świetnie wjechał pod kosz (59:56). Gdynianie stracili swój rytm, a ich rzuty przestały wpadać. Bardzo dobrze dysponowany tego wieczora Broussard nic zważał na dyspozycję rywali - wziął piłkę, oddał jedyną trójkę w meczu i… trafił! Anwil w cztery i pół minuty odrobił wszystkie straty (seria 13:0) i doprowadził wypełnioną do ostatniego krzesełka Halę Mistrzów do szaleństwa.
STATYSTYKA: Rottweilery umiały dziś ograniczyć poczynania Arki. James Florence grał jak z nut, ale reszta zespołu nie wspięła się na swoje wyżyny. Zespołowość Anwilu objawia się w punktach z ławki – włocławianie mieli ich 41, gdynianie – 20. Kolejny raz w tej serii mistrzowie Polski byli lepsi w zbiórkach (39:36), dziewięć z nich zdobywając w ataku. Co nie mniej istotne, Rottweilery miały tylko 10 strat, z czego w drugiej połowie jedynie cztery. Jeśli Anwil będzie dbać o piłkę i grać zespołowo, zwycięstwo w Gdyni będzie jak najbardziej możliwe.
KONFERENCJA: - Co powiedzieć po takim meczu. Mieliśmy swoje wzloty i upadki - najważniejsze, że jest 2:2. W sezonie jednak jest wciąż 5:2 dla Arki. Wiemy, że doprowadziliśmy do piątego meczu w Gdyni. Nie ma co gdybać – szkoda tylko, że nie gramy tego ostatniego spotkania u siebie. Kto wie, w niedzielę może się wydarzyć wiele rzeczy. Mamy piąty mecz i o to chodzi w tym sporcie – pojedynek komentował Igor Milicić.
COMING SOON: Pora na decydujące starcie. W niedzielę, 26 maja o godz. 20:00 Rottweilery powalczą o awans do finału Energa Basket Ligi. Transmisję telewizyjną z Gdynia Areny przeprowadzi Polsat Sport.
Anwil Włocławek – Asseco Arka Gdynia 90:85 (26:25, 16:27, 25:14, 23:19)
Anwil: Broussard 25, Lichodiej 16, Ignerski 10, Simon 8, Almeida 8, Łączyński 7, Szewczyk 7, Zyskowski 6, Michalak 3
Asseco Arka: Florence 38, Bostic 18, Garbacz 7, Łapeta 6, Szubarga 5, Ginyard 5, Wyka 2, Ponitka 2, Dulkys 0