Oficjalna strona Klubu Koszykówki Włocławek

Zmień język:

Włocławsko-słupska rywalizacja - emocji nie brakowało

Środa, 22 Lutego 2017, 13:14, Artur Gąsiorowski

Przed nami kolejna ligowa potyczka z Energą Czarnymi. Z kilku względów będzie to starcie szczególne. Historię rywalizacji włocławsko-słupskiej przypomina naczelny kronikarz Anwilu, Artur Gąsiorowski.

Dla zespołu ze stolicy Kujaw rozgrywki 2016-2017 są już 25. w naszej koszykarskiej ekstraklasie. Żaden inny zespół występujący obecnie w PLK nie może pochwalić się taką serią. Drugą ekipą pod względem ciągłości rozgrywek jest właśnie zespół znad Słupi, który już po raz 18. uczestniczy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co prawda, o jeden sezon więcej rozegrali w niej koszykarze z Sopotu, ale po decyzji włodarzy Asseco o przeprowadzce zespołu do Gdyni, przez jeden sezon (2008-2009) w Sopocie nie było koszykówki na poziomie ekstraklasy. Warto więc przybliżyć i zarazem przypomnieć sobie najdłuższą rywalizację w PLK. Emocjonująca rywalizację Rottweilerów z Czarnymi Panterami.

Po raz pierwszy słupszczanie przyjechali do Włocławka 16 stycznia 2000 roku. Zupełnie niespodziewanie beniaminek prezentował się w tych rozgrywkach znakomicie, kończąc sezon zasadniczy na wysokiej, piątej pozycji. We Włocławku Czarni pokazali pazur (tak jak w przypadku pierwszego starcia obu drużyn w hali Gryfia, wygranego przez Anwil 72:69), tocząc bardzo wyrównany pojedynek z wicemistrzami Polski. Ostatecznie Anwil pokonał rywala 84:77, głównie za sprawą znakomitej dyspozycji kwartetu Jankowski – Griszczuk – Miglinieks – Sneps, który zdobył w sumie 70 punktów. Dla gości Krzysztof Wilangowski i James Brewer rzucili po 22 oczka.

W kolejnym sezonie rywalizacja Anwilu z Czarnymi nabrał rumieńców, gdyż obie ekipy spotkały się w pierwszej rundzie play-off. W sezonie zasadniczym każda z drużyn wykorzystała atut własnego parkietu (Słupszczanie wygrali u siebie 79:61, Anwil – 94:62). Jednak najważniejsza faza sezonu to już zupełnie inna „para kaloszy”. Przekonali się o tym koszykarze ze stolicy Kujaw, którzy przegrali pierwszą potyczkę 68:69. Prowadzeni przez Stevana Tota, słupszczanie uzyskali dzięki temu przewagę parkietu. W drugim meczu Anwil odrobił straty, a w kolejnym wygrał pierwsze spotkanie w Gryfii i wszystko wróciło do normy. Nawet pomimo przegranej w czwartym meczu, faworytem nadal byli koszykarze ze stolicy Kujaw. W decydującym o awansie do półfinału spotkaniu, od samego początku przewaga należała do gospodarzy. Ostatecznie podopieczni Wojtka Kobielskiego wygrali 79:65 i całą rywalizację 3:2. W ostatnim meczu ze znakomitej strony pokazała się doborowa para włocławian, Davor Marcelić – Vladimir Krstić (pierwszy miał 23, a drugi 17 punktów). Ale to nie był koniec emocji na linii Włocławek – Słupsk. Tuż po ćwierćfinałach włodarze włocławskiego klubu zdecydowali, że Wojciech Kobielski powróci na fotel asystenta, a jego miejsce zajmie pokonany przez niego w play-off… Stevan Tot. W stolicy Kujaw zawrzało. Tym bardziej, że na taki stan rzeczy nie zgodził się… Kobielski. Dopiero po prośbach i namowach całego zespołu, z Igorem Griszczukiem na czele, zdecydował się powrócić do ekipy i dokończyć sezon.

W rozgrywkach 2001-2002 obie ekipy spotkały się tylko w sezonie zasadniczym. I obie skrzętnie wykorzystały przewagę własnego parkietu: Anwil wygrał u siebie 77:59, przegrywając w Słupsku 64:72. Na większe emocje nadszedł czas rok później, gdy los zetknął drużyny w ćwierćfinale play-off (Anwil był drugi, rywale siódmi). Faworyci nie zawiedli. Prowadzona przez Andreja Urlepa ekipa szybko rozbiła słupszczan w trzech spotkaniach (85:70, 79:61 i 68:56), by miesiąc później świętować swój pierwszy mistrzowski tytuł. Z dziennikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że w rywalizacji włocławian ze słupszczanami w zespole Andreja Urlepa najlepiej spisali się Jeff Nordgaard (50 oczek w trójmeczu), Tomas Pacesas (29), Andrzej Pluta (28) i Igor Milicić (20). W zespole znad Słupi 38 punktów zanotował Zbigniew Białek, późniejszy gracz włocławian.

Kolejne trzy sezony nie były już tak emocjonujące. Obie ekipy spotykały się tylko w rozgrywkach zasadniczych i w sześciu spotkaniach zanotowały zgodny remis 3:3. Chociaż zdarzały się i takie perełki jak pamiętny mecz z 6 listopada 2004 roku. Po trzech zwycięstwach ligowych włocławianie zajmowali pozycję lidera, ale w Gryfii nigdy nie grało się łatwo. Gdy do końcowej syreny pozostawało niespełna 120 sekund, Czarni prowadzili różnicą 11 oczek, więc kibice Czarnych Panter świętowali już kolejny sukces. Niestety dla nich, nie wiedzieli na co stać tego dnia Dante Swansona. Amerykanin potrzebował zaledwie 11 sekund aby zanotować dwa przechwyty i tyleż samo celnych rzutów z dystansu. Przewaga gospodarzy zmalała zatem do zaledwie pięciu punktów. Po kolejnych akcjach włocławianie odrobili jeszcze dwa oczka, ale i tak ostatnie słowo należało do podopiecznych Jerzego Chudeusza, którzy na kilka sekund przed końcem prowadzili 66:63, a Matthew Crenshaw wykonywał dwa rzuty wolne. Amerykanin spudłował obie próby, z czego skrzętnie skorzystał… jakże by inaczej, Dante Swanson! Szybko pobiegł do kontry i celnym rzutem zza linii 6,25 cm umieścił piłkę w koszu doprowadzając tym samym do dogrywki. W niej prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, lecz ostatnie słowo należało do gości. Po emocjonującym spotkaniu Anwil wygrał 81:79 i zanotował czwarte zwycięstwo z rzędu. Swanson rzucił 32 punkty, trafiając zza łuku aż siedem razy.

Kolejne rozgrywki przyniosły kolejną rywalizację w ćwierćfinale, w której znowu Anwil był  faworytem (w regular season dwukrotnie pokonał rywali). Podopieczni Alesa Pipana przekonali się jednak szybko, że play-off toczy się według własnych zasad. W obliczu świetnej gry Otisa Hilla, a także problemów z faulami wysokich koszykarzy Igora Griszczuka (Omar Barlett miał trzy przewinienia, Alex Dunn dwa; a Anwil prowadził do przerwy 42:33), nikt nie przypuszczał, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego. Jednak na drugą połowę meczu wyszła zupełnie inna drużyna. Zespół ze Słupska pokazał walory, którymi zawsze odznaczał się ich szkoleniowiec. A więc znakomitą koncentrację i ogromną determinację. To wystarczyło, aby w trzeciej odsłonie spotkania odrobić sześć punktów straty (55:58), a następnie doprowadzić – celnymi rzutami wolnymi Miah Davisa – do dogrywki. W niej wydawało się, że grający z czterema faulami Dunn oraz Evaldas Jocys nie będą już w stanie pomóc swojej drużynie. Tymczasem to właśnie ta para, a przede wszystkim Litwin, brylowała w najważniejszych minutach dodatkowego czasu gry. Gospodarze próbowali uruchomić jeszcze Hilla, a także Gorana Jagodnika, ale bez skutku. Energa Czarni wygrali 96:86 i prowadzili w ćwierćfinałowej serii 1:0.

W kolejnym meczu słupszczanie chcieli za wszelką cenę postawić wicemistrzów Polski pod ścianą. Druga wygrana dawałaby im przecież ogromną przewagę. I po trzech kwartach byli blisko realizacji tego celu, prowadząc 44:42. Wówczas jednak swoją niebywałą skuteczność pokazał Goran Jagodnik. Słoweński skrzydłowy dwoił się i troił a włocławianie powiększali swoją przewagę. Gdy odjechali rywalom na 11 oczek, wiadomo było, że zwycięstwa nie wypuszczą już z rąk. Ostatecznie Anwil wygrał 66:57 i wyrównał stan rywalizacji.

Aby wrócić na Kujawy, wicemistrzowie kraju musieli wygrać tam choćby jeden mecz. Trzeci pojedynek włocławsko-słupskiego ćwierćfinału był najbardziej wyrównanym. Przez całe 40 minut gry żadnej z drużyn nie udało się osiągnąć znaczącej przewagi, a wynik niemal cały czas oscylował na granicy remisu. Po pierwszej kwarcie goście prowadzili 16:14, a po kolejnej 33:31. Gdy do zakończenia meczu pozostawało zaledwie 10 minut, Anwil miał na swoim koncie zaledwie o trzy punkty więcej (51:48) i wiadomo było, że o wygranej jednej z drużyn zadecydują szczegóły. Ostatecznie nieco lepsi okazali się zawodnicy Alesa Pipana, gdyż wygrali zbiórki 39:28 (Goran Jagodnik miał 10 zebranych piłek, a Chris Thomas dziewięć), a także lepiej wykonywali rzuty wolne. Gospodarze trafiali z zaledwie 50-cio procentową skutecznością, podczas gdy Goście zanotowali 72%. Gdy Aleksander Kudriawcew przestrzelił wolne, koszykarze Energi Czarnych polegli na własnym parkiecie 64:66 i w serii best of five przegrywali 1:2. Teraz to podopieczni Igora Griszczuka znaleźli się pod ścianą i tylko wygrana dawała im jeszcze jakiekolwiek szanse na awans do półfinału. A presja słupskiej publiczności była ogromna. I to chyba właśnie ona związała nieco nogi słupskim graczom. Zanim się obejrzeli, Anwil uzyskał kilkupunktowe prowadzenie, a do tego znowu wygrywał walkę o zbiórki (36:26 w meczu). W pewnym momencie zawodnicy Alesa Pipana wyszli nawet na 10 oczek przewagi (71:61), głównie dzięki punktom Otisa Hilla i Chrisa Thomasa. Wówczas zdarzyło się coś bardzo rzadko spotykanego. Pewny swego trener Anwilu, na 180 przed końcem meczu przy prowadzeniu różnicą 10 punktów, posadził na ławce Hilla, Thomasa oraz Andrzeja Plutę. Nie wiadomo, czy właśnie to dało impuls graczom Igora Griszczuka, ale nagle zaczęli gonić wynik. Dwukrotnie z dystansu trafił Przemysław Frasunkiewicz i gospodarze przegrywali tylko 78:81, a do końcowej syreny brakowało jeszcze 39 sekund. Agresywna obrona Czarnych doprowadziła do straty Anwilu, po czym Miah Davis zdobył kolejne dwa punkty. Anwil wygrywał zaledwie 81:80, a emocje w Gryfii sięgały zenitu! Jednak lider słupszczan – wspomniany Davis – zgubił piłkę i kolejne punkty na swoim koncie mógł zapisać Chris Thomas, pieczętując tym samym wygraną swojego zespołu 85:82 oraz awans do półfinałów mistrzostw Polski.

O ile sezon 2007/2008 nie przyniósł większych emocji (słupszczanie nie awansowali do play-off), o tyle wszystko zmieniło się rok później. W półfinale Anwil przegrał 2:4 z Asseco Prokomem Sopot, a Energa Czarni  w takim samym stosunku ulegli ekipie ze Zgorzelca. Obie drużyny grały o brąz i chciały zakończyć sezon na podium. Trener Igor Griszczuk, który już wtedy prowadził Anwil, mocno motywował swoich graczy i to dało efekt.  Po 10 minutach pierwszego meczu Anwil prowadził 29:14, a po trzech kwartach – 80:48. Zanosiło się na pogrom i ostatecznie Anwil zwyciężył 104:75. W serii do dwóch zwycięstw włocławianie prowadzili więc 1:0, ale rywalizacja przenosiła się do Gryfii. Rottweilery, chcąc zakończyć rywalizację o brąz musieli ten mecz wygrać. Gospodarze, żeby zachować jakiekolwiek szanse na medal, także. Nieco bardziej skoncentrowani wyszli na parkiet podopieczni Gaspera Okorna. W grze słupszczan widać było ogromną wolę walki, niezwykłe skupienie i determinację. Po dwóch kwartach Czarni prowadzili 50:42, a po kolejnej już 79:66. Włocławianie zdawali sobie sprawę, że są w stanie odrobić tak niewielką stratę i od początku ostatniej odsłony rzucili się do odrabiania zaległości. Niestety, gospodarze nie dali sobie odebrać zwycięstwa. Ostatnie dwa wolne w tym meczu zapisał na swoim koncie Demetric Bennett, ustalając wynik na 100:94 dla Czarnych. Tym samym stan wyrównał się na 1:1.

O brązowym medalu zadecydować miało ostatnie spotkanie w Hali Mistrzów. Tym razem większą determinację pokazali włocławianie. Szczególnie zaś amerykański center Paul Miller, który zdominował strefę podkoszową. Zbierał, blokował i oczywiście punktował. Także z dystansu. Jeśli dodać do tego, że gracze Igora Griszczuka w pierwszych dziesięciu minutach wymusili na rywalach aż 10 strat, to nie ma co się dziwić, że prowadzili 31:15. W drugiej kwarcie słupszczanie za wszelką cenę chcieli wrócić do gry, głównie za sprawą znakomicie tego dnia usposobionego Marcina Sroki. Jednak osamotniony skrzydłowy Czarnych niewiele mógł zdziałać. Trafił co prawda trzy trójki z rzędu, zmniejszając straty swojego zespołu do siedmiu punktów (24:31), ale odpowiedź gospodarzy była natychmiastowa. Zza linii 6,25 mierzyli kolejno Andrzej Pluta, Tommy Adams orazPaul Miller i w połowie spotkania Anwil prowadził 49:40. Wszystko rozegrało się po zmianie stron. Koszykarze ze stolicy Kujaw niepodzielnie panowali na parkiecie. Wynik trzeciej odsłony spotkania mówi sam za siebie. Anwil wygrał 31:10 i prowadził już 80:50. Takiej straty przyjezdni nie byli oczywiście w stanie odrobić. Cały mecz był kolejnym triumfem Anwilu. Wynik 100:76 nie pozostawia w tej kwestii żadnych złudzeń. Po trzech latach przerwy, włocławianie ponownie stanęli na podium krajowego czempionatu.

Kolejne sezony w rywalizacji włocławskiego Anwilu z zespołem ze Słupska nie były już tak emocjonujące. Przynajmniej ze sportowego punktu widzenia. Obie ekipy spotykały się tylko w sezonie zasadniczym rozgrywając po zaledwie dwa spotkania (lub po cztery, jeśli obydwa teamy kwalifikowały się do tzw. górnej szóstki). Przez pięć kolejnych lat koszykarze ze stolicy Kujaw rozegrali ze słupszczanami 18 takich spotkań. Wygrali aż 13 z nich.

Za to emocji nie brakowało na trybunach. Skradziony szalik rywala czy wyrwana flaga to wydarzenia, które w pewnym momencie – niestety – przeszły do porządku dziennego. Zwłaszcza w Gryfii, gdzie kibice są tak stłoczeni, że łatwo o taki incydent. To wtedy narosły animozje i wzajemna niechęć kibiców obydwu zespołów. Szkoda, bo niemal dwie dekady wzajemnej rywalizacji na stałe wpisały się w historię polskiego basketu. Na szczęście zdrowa, sportowa rywalizacja, przysłania nieco te niezbyt zdrowe emocje. Tak jak w końcówce poprzedniego sezonu. Włocławianie już po raz piąty spotkali się ze słupszczanami w fazie play-off. Po raz drugi w meczu o brązowe medale Mistrzostw Polski. Tym razem jednak to rywale byli lepsi. Podopieczni Igora Milicicia mieli przewagę własnego parkietu, ale nie potrafili jej należycie wykorzystać. We Włocławku Czarne Pantery wygrały 59:54, a w Słupsku 78:62. I to ekipa Donaldasa Kairysa zdobyła wówczas brązowe krążki. Nie pomogła znakomita dyspozycja Davida Jelinka (45 punktów w dwumeczu). Rywale byli po prostu nieco lepsi.

Pora więc na rewanż. Tym bardziej, że i w bieżącym sezonie Anwil przegrał z Energą Czarnymi (75:80 w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego). Historia przemawia ze drużyną ze stolicy Kujaw. W naszej koszykarskiej ekstraklasie podejmowaliśmy już słupszczan 30 razy. I aż 26 z tych pojedynków zakończyło się wygraną gospodarzy. Oby i tym razem było podobnie.

Wykaz wszystkich spotkań z zespołem ze Słupska rozegranych we Włocławku:

16.01.2000. Anwil – Brok Alkpol Czarni Słupsk 84:77
04.01.2001. Anwil – Brok M&S Okna Słupsk 94:62
11.04.2001. Anwil – Brok M&S Okna Słupsk 68:69
12.04.2001. Anwil – Brok M&S Okna Słupsk 83:62
22.04.2001. Anwil – Brok M&S Okna Słupsk 79:65
30.01.2001. Anwil – Czarni Słupsk 77:59
21.09.2002. Anwil – Czarni Słupsk 84:56
03.05.2003. Anwil – Czarni Słupsk 85:70
04.05.2003. Anwil – Czarni Słupsk 79:61
18.10.2003. Anwil – Czarni Słupsk 79:68
05.02.2005. Anwil – Czarni Słupsk 66:54
19.10.2005. Anwil – Energa Czarni Słupsk 66:79
21.10.2006. Anwil – Energa Czarni Słupsk 83:63
10.04.2007. Anwil – Energa Czarni Słupsk 86:96 dogr.
11.04.2007. Anwil – Energa Czarni Słupsk 66:57
27.10.2007. Anwil – Energa Czarni Słupsk 87:79 dogr.
16.11.2008. Anwil – Energa Czarni Słupsk 84:67
09.05.2009. Anwil – Energa Czarni Słupsk 104:75
16.05.2009. Anwil – Energa Czarni Słupsk 100:76
06.03.2010. Anwil – Energa Czarni Słupsk 96:89
18.03.2011. Anwil – Energa Czarni Słupsk 72:64
22.12.2011. Anwil – Energa Czarni Słupsk 93:87
11.04.2012. Anwil – Energa Czarni Słupsk 71:55
12.01.2013. Anwil – Energa Czarni Słupsk 78:57
22.03.2013. Anwil – Energa Czarni Słupsk 78:69 dogr.
08.03.2014. Anwil – Energa Czarni Słupsk 82:76
30.03.2014. Anwil – Energa Czarni Słupsk 78:77
06.12.2014. Anwil – Energa Czarni Słupsk 76:70
21.03.2016. Anwil – Energa Czarni Słupsk 91:83
29.05.2016. Anwil – Energa Czarni Słupsk 54:59

RAZEM:

30 spotkań – 26 zwycięstw – 4 porażki

Fragmenty tekstu pochodzą z niewydanej jeszcze książki Artura Gąsiorowskiego "Druga dekada".